SOG

Ciągle udoskonalano metody szkolenia, w odróżnieniu od hollywódzkich filmów, gdzie aktorzy dowiadywali się o zadaniu tuż przez skokiem spadochronowym, żołnierze SOG już tydzień przed akcją znali jej wszystkie aspekty, które doskonalono na żmudnych treningach, dopracowano najmniejsze nawet szczegóły. Największy nacisk położono na perfekcyjne opanowanie sposobów wspólnego działania w razie nawiązania kontaktu z przeciwnikiem tzw: IA Drill (Immediate Action), pozwalała ona na stawienie czoła liczebniejszemu przeciwnikowi. Sygnałem do zastosowania IA Drill był strzał oddany przez żołnierza na posterunku obserwacyjnym lub prowadzącego patrol. Kolejność zawsze była ta sama bez względu czy to oni czy wróg oddał pierwszy strzał. Nieparzyści w szyku odskakiwali krok w prawo, parzyści w lewo. W ten sposób błyskawicznie rozwijano szyk i prowadzono ogień krótkimi seriami, po czym stopniowo pojedynczo się wycofywano nie przerywając ostrzału. Aby efekt był większy w magazynku co trzeci nabój był smugowy. Działanie tego typu pozwały na zyskanie, niezależnie od siły i liczebności przeciwnika na zyskanie jakiś 30 bezcennych sekund, po tym czasie już niestety zastosowanie miała reguła, że zwycięstwo jest zawsze po stronie liczniejszych batalionów.
Niesamowicie zmieniała się psychika tych żołnierzy. Niektórzy z nich wpadali w przerażenie, gdy tylko zobaczyli, ze śmigłowiec odlatuje, pozostawiając grupę samemu sobie. Nie będąc w stanie sobie z tym uczuciem poradzić odchodzili z jednostki. Żołnierze ci żyli w ustawicznym stresie, przebywając głęboko w ugrupowaniu przeciwnika, cały czas rozważali jak się bezszelestnie poruszać, jaki krok, jaki gest- wykonać aby nie zostali wykryci. Przeważnie byli ścigani jak zwierzę przez setki a najczęściej tysiące żołnierzy przeciwnika, wspomaganych przez psy. Po czymś takim, jedyne o czym myśleli i co trzymało ich przy życiu to chęć ocalenia siebie i swoich kolegów. Jeśli patrol osiągnął jakiś spektakularny sukces, następne zadanie było jeszcze trudniejsze i skomplikowane i tak cały czas aż do "zajechania człowieka na śmierć". Zresztą osiągnięcia żołnierzy mierzono liczbą odbytych patroli. Do trzech patroli nawet nie miał prawa się odzywać, po pięciu mógł już dzielić się swoimi przeżyciami, po dziesięciu uważany był za weterana i mógł już nawet dowodzić patrolem, po piętnastu przeważnie zaczynało go opuszczać szczęście. Jeśli ktoś przeżył 20 patroli to wszyscy byli zdziwieni, że jeszcze żyje. Nic dziwnego, że żołnierze tych jednostek żyli tak jak by następnego dnia mieli umrzeć. Potrzeba odreagowania była olbrzymia, czasem gdy w klubie pokerowym barman chciał zamykać a chłopaki z SOG chcieli sobie pograć, wówczas pod stołem lądował gaz łzawiący, co nie pomagało bo za chwilę powracali grać w maskach przeciwgazowych.


Jednymi z najtrudniejszych misji było pochwycenie języka., ogółem udało się wziąć do niewoli 30 Wietnamczyków, co uważano za spory sukces. Często organizowano zasadzkę wprost na rojącym się od żołnierzy wroga szlaku Ho Chi Minha , powodowało to paniczny strach przed żołnierzami SOG i angażowało dodatkowe oddziały do jego osłony.. Zdarzały się potyczki rodem z filmów "Rambo", kiedy to na przykład sierżant Green Beret Yancey, przez godzinę sam jeden stawiał czoła kompanii Wietnamczyków do czasu aż przybyła odsiecz. Za ten czyn został oznaczony Medalem Honorowym Kongresu. Brał potem udział w 1980 roku w nieudanej akcji Delta Force ,odbicia zakładników w Iranie. Sam zginął na skutek błędów kolegi, podczas ćwiczeń z ostrą amunicją. Inną legendą SOG był sierżant Benavidez, który podczas jednej z akcji ratunkowej, pod huraganowym ogniem wietnamskiego batalionu, przeniósł ośmiu rannych żołnierzy na bezpieczne tyły, sam otrzymując siedem ran postrzałowych, dwadzieścia osiem ran od odłamków pocisków i ranę od bagnetu. Ponad rok kurował się w szpitalu a za swój wyczyn został także odznaczony Medalem Honorowym Kongresu, jego imieniem nazwano jedną ze szkół w Teksasie.
Podczas Wietnamskiej ofensywy Tet w roku 1968 typowymi bitwami były takie, jaki

e stoczył patrol Alabama. Razu pewnego otoczony przeważającymi siłami wroga, bronił się przy wsparciu lotnictwa ponad dwa dni zanim jedyny pozostały przy życiu Amerykanin został ewakuowany, zaś na polu walki naliczono przeszło 200 poległych Wietnamczyków. (!). Nie rzadko dochodziło do heroicznych bitew, kiedy osłaniając rannych kolegów, żołnierze ci atakowali bezpośrednio przeciwnika by odwrócić jego uwagę od rannych przyjaciół, ginęli najlepsi z najlepszych. Często realizowane były operacje typu "Halfback" .polegały na tym, ze wzmocniona kompania SOG licząca 100-110 żołnierzy, dodatkowo objuczona piłami mechanicznymi, workami na piasek, po prostu lądowała wprost na szlaku komunikacyjnym w jakimś dogodnym miejscu. Błyskawicznie umacniała swoją pozycje i czekała na przeciwnika. Wsparcie ogniowe zapewniały takiej grupie samoloty A-1, F-4 i F-100 w dzień oraz AC-13- i AC-119 w nocy. Z reguły Wietnamczycy podciągali w ten rejon posiłki, często dwudziestokrotne liczniejsze. Po zażartej obronie, grupy szturmowe SOG ewakuowały się pod osłoną lotnictwa, SOG ponosił duże ofiary ale przeciwnik jeszcze większe. Czasem po walce fotografie lotnicze, ukazywały od 800- 1500 zabitych Wietnamczyków.
Straty SOG były olbrzymie, do końca roku 1968, każdy z jego członków był co najmniej raz ranny, oznaczało to nie mniej ni więcej, że straty wynosiły 100 procent, był to największy wskaźnik strat w historii armii Stanów Zjednoczonych. Zaalarmowany ponoszonymi stratami gen. Abrams nakazał przeprowadzanie szczegółowej analizy za lata 68/69. W samym 1969 roku stracono 15 Amerykanów a 68 było rannych, jednak zniszczono 13 ciężarówek, zabito około 2000 żołnierzy przeciwnika, naprowadzono samoloty na wroga, które wykonały ponad 500 lotów. Wniosek był jeden - szczególnie wysoka efektywność. Suche liczby mówią, że na każdego zabitego żołnierza SOG przypadało przeciętnie 100 zabitych Wietnamczyków, w 1968 przypadało 108 :1 a w roku 1970 ponad 153:1 to chyba o czymś świadczyło. Żadna inna formacja nie mogła pochwalić się takimi sukcesami. Przeciwnik zaangażował tak olbrzymie siły do ochrony szlaków komunikacyjnych, ze w szczytowym okresie wojny -1970 roku na jednego żołnierza SOG przypadało 600 (!) żołnierzy północnowietnamskich.
Tajna wojna SOG trwała do końca 1971 roku. Byli ostatnimi amerykańskimi żołnierzami, którzy opuścili Wietnam, jednostką , która w ostatnich miesiącach amerykańskiej obecności walczyła w zupełniej samotności bez jakiegokolwiek wsparcia. Przez cały ten okres patrole rozpoznawcze dostarczały dane, które pomagały właściwie ocenić działania przeciwnika. Wiosną 1971 roku już 8 na 10 patroli zaraz po wylądowaniu nawiązywało kontakt bojowy z przeciwnikiem, walczono zażarcie dosłownie o każdą minutę istnienia patrolu. Oficjalnie SOG rozwiązano na początku 1972 roku. Była to najbardziej odznaczona jednostka amerykańska w tej wojnie. Ogółem straty SOG podczas wojny wyniosły 357 zabitych i zaginionych żołnierzy amerykańskich, oraz około 700 sprzymierzeńców z górskich plemion, którzy także byli członkami SOG. Ich działania były bardzo efektywne, uratowano dziesiątki pilotów, akcje patroli wiązały dziesiątek i tysięcy Wietnamczyków, którzy mogli być używani do akcji ofensywnych, dzięki patrolom, nakierowane samoloty na cel zniszczyły tysiące ton amunicji. Jako pierwsi zaczęli wykorzystywać HALO( technika skoków spadochronowych z dużej wysokości). Aby doświadczenie SOG nie poszło w zapomnienie na bazie ich jednostki, powołano Dowództwo Operacji Specjalnych to członkowie SOG opracowywali założenia dla regulaminów walki jednostki Delta Force czy Rangersów. Na koniec dwie opinie "To byli najlepsi żołnierze naszej armii, byli w stanie stawić czoła każdemu i wszędzie" oraz opinia jednego z wietnamskich generałów " efektownie atakowali i osłabiali zdolność bojową naszych wojsk. Powodowali spadek morale naszych żołnierzy, ponieważ nie byliśmy w stanie powstrzymywać tych ataków. Byli doskonale wyszkoleni i bardzo odważni".
Manstain
manstain@zalogag.pl

Autor: Manstain
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz