Nepal - rewolucja w Himalajach


W końcu, używając języka prezydenta Busha, Katmandu prowadzi wojnę z terrorem. Pojawiły się nawet doniesienia, że z nepalskimi maoistami współpracuje Al–Kaida bin Ladena – choć trudno ocenić, ile w tym prawdy, a ile rządowej propagandy. Na nepalskiej demokracji ciąży jeszcze jeden cień: masakry w rodzinie królewskiej. Oficjalna wersja głosi, że to odurzony narkotykami i alkoholem książę Dipendra zastrzelił rodziców, gdy ci nie zgodzili się na jego mezalians. Ale większość Nepalczyków snuje fantastyczne przypuszczenia: od spisku zagranicznego po inspirację obecnego władcy. Zabity król Birendra nie tylko wprowadził monarchię konstytucyjną, ale był popularny, odwiedzał odległe regiony, przywożąc pomoc i rozmawiając z poddanymi. A że Nepal jest jedynym na świecie oficjalnym państwem hinduistycznym i wielu uważa króla za wcielenie boga Wisznu, brak wiarygodnego wyjaśnienia zabójstwa pozostaje tematem plotek i argumentem w rozgrywkach politycznych.


Tymczasem partyzanci maoistowscy nadal przeprowadzają w wioskach przymusową rekrutację lub ściągają podatek z już ubogich chłopów. Tylko pozornie wojna ta wydaje się kontynuacją ideologicznego konfliktu, który jeszcze kilkanaście lat temu toczył się w Azji i Ameryce Łacińskiej: partyzanci prowadzą wprawdzie – jak twierdzi Baburam Bhattarai, główny ideolog nepalskich maoistów – powstanie ludu przeciw „klasie kapitalistyczno–feudalnej”, ale tłem konfliktu jest, obok ideologii i wpływów zewnętrznych, także sytuacja społeczna tego biednego kraju, w którym co drugi (a wedle niektórych danych nawet 75 proc.) z 22 mln mieszkańców to analfabeta, społeczeństwo zaś funkcjonuje nadal w oparciu o system kastowy. Wprawdzie od 1963 r. dyskryminacja z powodu przynależności do kasty jest zakazana, ale w praktyce przejście do wyższej kasty jest trudne. Socjolog powiedziałby może, że Nepal jest dziś przykładem nieudanej modernizacji społeczno–politycznej. Ale, z drugiej strony, wprowadzając stan wyjątkowy rząd – zamiast myśleć nad reformami społecznymi – postawił sprawę na ostrzu noża. Korzystając z hasła „wojny z terrorem”, premier pojechał do USA i Wielkiej Brytanii z prośbą o wsparcie. Waszyngton obiecał 20 mln dolarów. W Nepalu pojawili się amerykańscy doradcy oraz oficerowie brytyjscy i indyjscy; rząd w Delhi przekazał też sprzęt wojskowy. Jednakże organizacje humanitarne biją na alarm. Maoiści zabijają także urzędników i nauczycieli, niszczą infrastrukturę. Ale i rząd daje wojsku niemal „wolną rękę”, choć zachodnie prowincje są zamknięte i docierają stamtąd skąpe informacje, wielu komentatorów nazywa je „tarasami
śmierci”, przez analogię do kambodżańskich „pól śmierci” (na tarasach Nepalczycy uprawiają głównie ryż). Armia i policja – razem 20 tysięcy ludzi – są słabo wyszkolone, niemal pozbawione wywiadu (tu mają pomóc Amerykanie), więc często torturują jeńców i cywili, aby zdobyć informacje. Stan wyjątkowy kusi też do nadużyć. W ciągu jednej nocy prasa – cenzurowana i ograniczana – przestała pisać o „maoistach”, zastępując ten termin na polecenie władz „terrorystami”. W Nepalu, gdzie oficjalnie nie ma kary śmierci, wyznaczono nagrody za głowy partyzantów: 5 mln rupii (ok. 300 tys. zł) za liderów, połowę za pomniejszych komendantów. Nepalski komentator pisze: „Teraz możesz bezkarnie przynieść głowę maoisty i odejść z pieniędzmi w tej samej torbie”. Nieoficjalnie mówi się, że armia nie bierze jeńców. Faktycznie, w ciągu miesięcy do niewoli trafiło raptem 60 rannych. Najbardziej cierpią, jak zawsze, cywile. Zdarza się, że schodząc z gór do lekarza lub na targ, wieśniacy są bici i aresztowani tylko dlatego, że ich wioska leży w regionie działań guerilli. Wojsko stosuje zasadę „kto nie z nami, ten przeciw nam”, pacyfikując regiony, gdzie nie ma poparcia ludności. Doniesienia prasy (mimo że cenzurowanej: nepalscy publicyści odpowiadali np. na ankietę o przestrzeganiu praw człowieka: „Czy sytuacja praw człowieka w Nepalu jest: a) bardzo zła, b) nie tak zła, jak mogłaby być, c) nie wiem”; wszyscy wybrali odpowiedź „a”...) potwierdzają tę tezę: w kwietniu 2002 r. czterej partyzanci schronili się wśród rybaków, żołnierze zabili ich wszystkich. W maju 2002 r. w jednej z wiosek pojawiają się przebrani za maoistów żołnierze. „Lal salaam, comrade” – wykrzykują maoistowskie pozdrowienie. Tych, którzy odpowiedzieli, rozstrzelano w pobliskim lesie. Po tej masakrze w odległym Katmandu premier obiecał „wszcząć postępowania wyjaśniające”...


Wsparcie z zagranicy dostaje nie tylko rząd: ma je także partia maoistowska jako członek CCOMPOSA (konfederacji komunistycznych i maoistowskich organizacji południowej Azji). Podobno wielu partyzantów szkoliło się w obozach na północy Indii, organizowanych przez ich hinduskich sympatyków – w odpowiedzi na te informacje rząd w Delhi przeprowadził aresztowania wśród rodzimych maoistów. A ambasador Chin udzielił „pełnego poparcia legalnemu rządowi Nepalu w walce z terroryzmem”, zaznaczając, że działania tutejszych maoistów „nie mają nic wspólnego z nauczaniem przewodniczącego Mao i powoływanie się na niego jest nadużyciem”

skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz