Początki broni palnej

Jedynym rodzajem ręcznej broni palnej okresu średniowiecza były hakownice, mające kształt miniaturowej bombardy, umiejscowionej na zaopatrzonym w hak długim łożu z kolbą. Przystosowano je przede wszystkim do atakowania przeciwnika z obwarowań fortecznych, ale często znajdowały one również zastosowanie w otwartym polu. Nie były jednak zbyt popularne, albowiem stosowane wówczas kusze przewyższały hakownice celnością, zdolnością przebijania zbroi, a także prostotą obsługi. Największą zaletą nowej ręcznej broni palnej był chyba huk oddanego strzału, którego tak bały się ówczesne konie. Maksymalna donośność wynosiła wówczas 1700 metrów, ale najlepsze wyniki w przypadku najcięższych bombard osiągano z odległości do 500 metrów. Hufnice i taraśnice strzelały natomiast na maksymalną odległość około 250 - 300 metrów. Jeśli chodzi o szybkość strzałów, to ciężka bombarda burząca była w stanie oddać dwa strzały, a hufnice i taraśnice - do siedmiu strzałów w trakcie dnia. Dopiero zastosowanie wymiennej komory prochowej umożliwiło prowadzenie ciągłego ognia z folgerzy, strzelających do trzydziestu razy dziennie.

Tak niska szybkość strzałów najważniejszego rodzaju dział średniowiecznych, czyli niszczących fortyfikacje bombard, była związana z obszernymi pracami przygotowawczymi do oddania strzału, które zajmowały bardzo dużo czasu. Ładowano więc najpierw działo na wóz, podjeżdżano nim obok amunicji i rozpoczynano budowę rusztowania strzeleckiego z nasadą, czyli przeszkodą mającą wyeliminować odrzut działa. Z przodu budowano dla łoża z lufą podstawę, pod którą podkładano belki i kliny, mające ukierunkować bombardę. Działanie odrzutu na nasadę było tak olbrzymie, że działo mogło zostać wyrzucone z kierunku, jeżeli nasada nie była zbyt solidnie wykonana. Po każdym wystrzale działo musiało być ponownie naniesione na starą pozycję, położenie wysokościowe i kierunek boczny, a uszkodzenia przeszkody naprawione. Komorę działa należało zaś wypełnić w 3/4 jej długości prochem, wbić w lufę dokładnie dopasowany kloc suchego drewna, a kulę umieścić tak, aby dotykała kloca. Luz między kulą, a ściankami lufy był klinowany wiórami i zatykany płóciennymi paskami, zwiniętymi i nasączonymi woskiem. Dopiero po wykonaniu tej pracy, celowniczy jeszcze raz sprawdzał kierunek wysokości i kierunek boczny, wwiercał szydło przez otwór strzelniczy i usypywał wolno palący się proch lontowy, ażeby podczas zapalania zdążyć uciec w bezpieczne miejsce, w obawie przed śmiercią pod bombardą, wyrzuconą ze swego kierunku. Budowa baterii, naniesienie na pozycję, ładowanie i celowanie, były więc żmudną i uciążliwą, trwającą długie godziny, pracą.

Najpoważniejszą wadą średniowiecznej broni palnej był jednak bardzo wysoki koszt jej użycia w porównaniu do używanych wcześniej balist czy katapult. Zarówno samo wykonanie ówczesnych dział, jak i dostarczenie wszystkich niezbędnych akcesoriów do prowadzenia ognia artyleryjskiego, pochłaniało sporo środków pieniężnych. Według ksiąg rachunkowych z początku XV wieku, ciężka

bombarda kosztowała tyle, co średniej wielkości koga kupiecka, a jeden strzał z niej oddany kosztował tyle, co cztery woły. Również żołd wyszkolonego w obsługiwaniu działa puszkarza należał do najwyższych i przewyższał zapłatę dla zaciężnego kopijnika w pełnej zbroi. Średniowieczna broń palna nie przewyższała artylerii przedogniowej ani szybkością strzału (była znacznie wolniejsza), ani celnością, natomiast jej użycie wydatnie podnosiło koszty prowadzenia wojny. Nasuwa się więc pytanie: dlaczego od XV wieku znajdowała się ona w coraz powszechniejszym użyciu? Otóż po wprowadzeniu luf, odlewanych w formie, znacznie wzrosły możliwości burzące bombard w stosunku do katapult i balist, co przy konieczności kruszenia coraz to potężniejszych i liczniejszych fortyfikacji, miało niebagatelne znaczenie.

Jak zrobić proch czarny?



Składniki:

  • węgiel drzewny - 75 jednostek masy,
  • saletra potasowa - 15 jednostek masy,
  • siarka żółta - 10 jednostek masy.

    Przygotowania:

    Kupujemy:

  • siarkę (np. w sklepach ogrodniczych),
  • saletrę (w sklepie chemicznym lub ogrodniczym) ,
  • węgiel drzewny (morze być taki do grilla).

    Znajdujemy w domu:

  • elektryczny młynek do kawy,
  • wagę (najlepiej ze szczegółową podziałką),
  • słoik lub inne naczynie,
  • jakiś dozownik (np. łyżeczka do kawy).

    Zaczynamy:

    Suszymy siarkę, saletrę (ważne, by saletra była dobrze wysuszona) i węgiel. Trzeba zrobić to bardzo dokładnie, jeśli składniki będą wilgotne, proch zwyczajnie nie będzie chciał się spalać, a przy mieszaniu będą powstawały grudki, które potem mogą się źle spalać i zostawiać śmieci w lufie.

    Mielmy składniki na drobny pyłek, używając do tego elektrycznego młynka do kawy (najlepiej mieć dwa takie młynki, jeden do siarki i saletry, a drugi do węgla, ponieważ drobinki węgla lubią przedostawać się w głąb młynka i zacierać łożyska lub silnik). Uważać też należy na siarkę, aby nie nastąpił jej mały samozapłon w młynku - kryształki siarki mają zwyczaj wyczyniania różnych rzeczy.

    Mieszamy składniki:

    1. wsypujemy odmierzoną ilość siarki do słoika,
    2. wsypujemy odmierzoną ilość saletry do słoika,
    3. mieszamy wszystko aż do uzyskania jednolitej masy,
    4. dosypujemy odmierzoną ilość węgla drzewnego do słoika,
    5. powtarzamy punkt trzeci.

    Uwagi:

    Proponowałbym, abyście najpierw zrobili próbkę prochu (np. 100 g) i sprawdzili, czy dobrze się spala. Gotowy proch powinien spalać się szybko, dawać jasny płomień oraz dużo jasnoszarego śmierdzącego siarką dymu.

    W prochu nie powinno być widocznych żadnych grudek saletry, odłamków węgla, ani drobinek siarki.


    E-mail autora: Leiff


    Autor: Leiff
  • skomentuj
    KOMENTARZE NA TEMAT GRY
    więcej komentarzy dodaj komentarz