Cudowna Broń Hitlera

Dlaczego więc, wbrew powszechnie przyjętej nomenklaturze nie używam terminu Wunderwaffe w odniesieniu do niemieckiej broni rakietowej? Problemem był brak rakiet zdolnych osiągnąć wybrzeże USA. Odpowiedzi należy szukać w wydarzeniach z 1945 r. W tym bowiem roku przetestowano pierwsze konstrukcje, które na takie miano mogły zasłużyć. Na ten rok planowano wznowienie podwodnej ofensywy Krigsmarine. Gdyby flocie podwodnej wspartej działaniami wielkich transatlantyckich bombowców strategicznych udało się przerwać szlaki zaopatrzeniowe Aliantów wiodące przecież z USA możliwe było wyeliminowanie tego kraju z wojny. Pozostali natomiast sojusznicy koalicji antyhitlerowskiej przy dużo większych problemach zaopatrzeniowych byliby łatwiejsi do pokonania. W tym też roku były zakończone prace nad bronią jądrową. Nie posiadano jeszcze (nie licząc Ju-290 i projektu H-XVIII) środków zdolnych do rajdów na takim dystansie. Niemniej planowany atak z użyciem broni jądrowej wydawał się realny. Znamienne bowiem, że w marcu 1945 r. na spotkaniu z Kesserlingiem Hitler miał powiedzieć, że wreszcie ma broń, która w końcu przyniesie korzystny dla Niemiec obrót sprawy (patrz Manfred Griehl „Luftwaffe nad Ameryką” str. 185). Czyżby więc był aż tak pozbawionym kontaktu z rzeczywistością przywódcą? A może raczej miał informacje, które pozwoliły mu wydać taką ocenę? Bardziej prawdopodobną jest ta druga opinia. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć rozkaz Hitlera z 20 stycznia 1945 r. nakazującego w obliczu fiaska projektu Me-264 natychmiastowe stworzenie bombowca o dużym zasięgu, i wielkiej prędkości? Sam rozkaz był kontynuacją projektu „Americanbomber”. Jego efektem były konstrukcje ciężkich bombowców odrzutowych Ju-287, Me P 1108 i Me P 1107, Junkers EF-130 i EF 132. Problem tankowania zamierzano rozwiązać przy pomocy przystosowanych do roli cysterny również pozostających jeszcze na etapie projektu olbrzymich transportowców Ju-390. Zdaniem niemieckich dowódców do zrealizowania projektu wojny globalnej wystarczała niewielka liczba bombowców wyposażonych w odpowiednią broń. Doskonale zdawano sobie sprawę z faktu, że atak pojedynczego samolotu uzbrojonego w konwencjonalne bomby, które nie mogły wywołać wielkich zniszczeń, przyniosłoby efekt odwrotny od zamierzonego. Musiała to być broń, która mogłaby w istotny sposób nadwerężyć zdolności produkcyjne przemysłu USA. Użycie ówcześnie znanych bomb wymagałoby wielkiej liczby samolotów, których nie było nawet w fazie prototypu. Rozwiązaniem było więc użycie niewielkiej liczby samolotów zdolnych do przenoszenia wielkich pięciotonowych bomb i ładunków nuklearnych . Jeszcze raz stwierdzę - rakiety V-1 i V-2, nawet gdyby zrealizowano projekt odpalania ich z holowanych barek, nie nadawały się w żaden sposób do zadań wojny globalnej tzn. do przeniesienia działań na teren USA. Problemem była w tym przypadku moc paliwa rakietowego, które swe właściwości traciło po trzech – czterech dniach.

Każdy z tych projektów, nawet najbardziej z nich ambitne autorstwa braci Horten, do tego zadania się nie nadawały. Chyba że byłyby uzbrojone w „coś”, dzięki czemu atak pojedynczego samolotu mógłby zmienić bieg wydarzeń. Wszyscy, którzy interesują się historią, znają skutki użycia broni chemicznej. Wehrmacht taką broń posiadał, ale na rozkaz Hitlera nie została ona użyta. Co nie znaczy, że Wehrmacht nie był przygotowany do tego... Pod koniec wojny Amerykanie w jednej z zdobytych fabryk zbrojeniowych odkryli sporą liczbę rakiet V-2 uzbrojonych w głowice z ładunkiem broni chemicznej. Prowadzono natomiast prace nad innymi projektami, które przynajmniej w swych podstawowych założeniach spełniały rolę Wunderwaffe. Moim zdaniem pod tym pojęciem rozumieć należy bombę atomową, rakietę A9/A10, bombowiec strategiczny Horten Ho-XVIII, Ju-290 oraz poważnie brany pod uwagę projekt bombowca stratosferycznego pomysłu Sängera.

Konstrukcje te, ambitne w założeniach, w praktyce zostały tylko częściowo zrealizowane. Projekt samolotu zdolnego dolecieć do USA rozwijał się już od 1932 r. Od samego początku borykał się on z problemem napędu umożliwiającego lot na tak dalekim dystansie. Dodatkowym kłopotem było zużycie paliwa ograniczające zasięg samolotów. Próbowano rozwiązać to przy pomocy samolotów cystern, do której to roli znakomicie nadawały się Ju-290 z racji swego zasięgu oraz projektowane pod koniec wojny Ju-390. Planowano również zajęcie Wysp Kanaryjskich i Azorów, co umożliwiłoby Niemcom stworzenie baz wojskowych na ich obszarze a jednocześnie skrócenie dystansu między USA i III Rzeszą. Snuto także rozważania nad użyciem wielkich łodzi latających produkcji Dorniera lub BV. Ale dla konstrukcji takiego samolotu brakowało paliwa i surowców. Dla zapewnienia niezbędnych materiałów i przede wszystkim ropy wystarczyło zająć Kaukaz, co jeszcze w połowie 1942 r. wydawało się możliwe. Jednak wobec zmiany sytuacji wojennej na niekorzyść Rzeszy należało zmodyfikować plan. Ostatecznie zdecydowano, że zasięg takiego bombowca powinien wynosić 11000 kilometrów. Rozważano więc różne koncepcje. Od lotu bez międzytankowania, przez uzupełnienie paliwa w powietrzu, po samolot „matkę” z pasożytami na pokładzie. Co prawda lotnictwo niemieckie posiadało już wtedy odpowiednie do tych zadań samoloty Ju-290, jednak były one używane przede wszystkim jako samoloty transportowe. Wystarczy wspomnieć lot Ju-290 w połowie 1944 r., który doleciał do wybrzeży USA i bez problemu wrócił do bazy.

Cudowna broń Hitlera

<< poprzednia | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | następna >>
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz