Yakuza 0

Yakuza 0
Sztab VVeteranów
Tytuł: Yakuza 0
Producent: SEGA
Dystrybutor:
Gatunek: TPP
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Ocena
czytelników bd GŁOSUJ
OCENA
REDAKCJI 80% procent
Głosuj na tę grę!

Yakuza 0

Przestępczość zorganizowana jest zjawiskiem powszechnie pogardzanym, piętnowanym… i podziwianym. Wystarczy tylko popatrzeć na popularność kultury przedstawiającej różnorakich mafiozów czy też ulicznych zakapiorów – dotyczy to tak książek (chociażby cykl autorstwa Mario Puzo), filmów (ekranizacje rzeczonych książek) oraz gier wideo (wszak takie Grand Theft Auto to jedna z najlepiej sprzedających się serii w historii). Nic więc dziwnego, że i Japończycy mają niemało do powiedzenia na ten temat, tak w zakresie fascynacji, jak i własnych rodzimych kryminalistów. Tak powstała seria Yakuza, zaś jej prequel doczekał się nie tylko komputerowego portu, ale i wersji wyeksportowanej na Zachód. Jak sprawdza się rzeczony tytuł?
yakuza-0-18891-1.jpg 1W grze wcielamy się w role dwóch bohaterów, o wbrew pozorom dość zbliżonych historiach – tak Kazuma Kiryu (przyjmując japoński sposób zapisu personaliów), jak i Goro Majima to byli żołnierze yakuzy, którzy w takich czy innych, ale równie dramatycznych okolicznościach zostają zmuszeni opuścić szeregi Organizacji. Obaj traktują to w kategoriach życiowego niepowodzenia i obaj podejmują kroki mające na celu powrót w szeregi.

Akcja gry rozgrywa się na terenie dwóch obszarów – tokijskiego Kamurocho i właściwej dla Osaki dzielnicy Sotenbori – które jednak nie różnią się diametralnie między sobą. Ich powierzchnia niestety nie jest imponująca, gdy porówna się ją do rozmiaru map z cyklu GTA, co trochę umyka oku gracza z uwagi na fakt, iż tenże jest zmuszony przemieszczać się poszczególnymi ulicami pieszo. Jest to jednak feler do przełknięcia, obie te lokacje mają bowiem charakter quasi-historyczny, kusząc raczej detalami niźli okcydentalną kulturą szkła i stali.

Rozgrywka nie jest specjalnie skomplikowana w swych założeniach – akcję obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby i od czasu do czasu – raczej dość często – jesteśmy zmuszeni stoczyć zręcznościowe walki nasuwające skojarzenia z tzw. mordobiciami, mi przypominające zwłaszcza już dawno zapomniane Fighting Force. Z uwagi na fakt, iż musimy poprzestać na pięściach, ewentualnie od czasu do czasu możemy się wyposażyć w „uliczną” broń białą – czasami zresztą podnosząc ją z poziomu gruntu – tak naprawdę niejednokrotnie w tej łomotaninie konieczna jest niemała doza finezji.

Każda z postaci dysponuje bowiem trzema stylami walki, z których każdy można rozwijać poprzez jego wzbogacanie o nowe ruchy i atrybuty – czasami wymaga to odbycia stosownego przeszkolenia, czasami po prostu „wykupienia” umiejętności. I o ile dość łatwo przywiązać się do takiego czy innego stylu, to niekoniecznie będzie to mądre, albowiem żaden z nich nie jest „dobry na wszystko”, czasami dana grupa wrogów bądź boss wymaga bowiem specyficznego podejścia, nie obejdzie się więc
bez odrobiny taktycznego pomyślunku.

Choć świat gry jest stosunkowo skromny, to autorzy postanowili go intensywnie wypełnić. Yakuza 0 oferuje nam (czasami zresztą przymusza, jest to jednak rzadkość) szereg różnorakich minigier – a to łowienie ryb, a to wyścigi samochodów na pilot, czy też coś iście bajecznego w postaci zarządzania klubem nowoczesnych gejsz (istny symulator ekonomiczny z elementami Simsów!) – które potrafią pochłonąć na wiele godzin. Dla każdego coś miłego.

Jakby tego było mało, gra oferuje szereg zadań pobocznych. Cechują się one bardzo niewielką komplikacją, czasami sprowadzają się do przebiegnięcia tam i z powrotem bądź wyboru dwóch, trzech spośród kilku dostępnych opcji dialogowych, potrafią one jednak autentycznie rozbawić, czasami nawet zaintrygować, choć ich walor humorystyczny jest przeważający.

Yakuza 0 to gra pod względem fabularnym bardzo nierówna, choć z aspiracjami do wybitności. Na wstępie muszę bowiem zaznaczyć, że użytkownik musi się liczyć z tym, że na „czystej” rozgrywce spędzi tyle samo czasu co na oglądaniu różnorakich (tak generowanych na silniku gry, jak i renderowanych) przerywników filmowych – łączna długość tych ostatnich byłaby w stanie utworzyć ze dwa filmy pełnometrażowe! Ich zamysł jest naprawdę ambitny, potrafią one autentycznie wciągnąć, poziom gry aktorskiej i dialogów momentami jest zaś bardzo wysoki. Sęk w tym, że w tych rozmowach dowiemy się choćby o strasznych rozterkach targających sumieniem bohatera, by chwilę później w czasie walk uświadczyć kilku prezentacji skręceń karku czy rozbijania czaszek o grunt…po czym nasi przeciwnicy błagają nas o wybaczenie. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że twórcy pochodzący przecież z bardzo specyficznej kultury pod kątem przemocy i seksualności miotają się pomiędzy zupełnymi skrajnościami.

Może nie ucztą, ale całkiem przyjemnym daniem dla zmysłów gracza będzie kontemplacja oprawy audiowizualnej rzeczonej produkcji. Choć nieco się ona zestarzała w zakresie tekstur i polygonów, choć animacja i mimika postaci trzeciorzędnych pozostawia czasami sporo do życzeyakuza-0-18891-2.jpg 2nia, to nie sposób nie zachwycić się przywiązaniem autorów do detali. Momentami aż się zbacza z głównej drogi by zajrzeć do jakiegoś zaułka czy pozachwycać się kolorystykę neonów. Podobnie rzecz się ma z muzyką – co prawda brakuje „orientalnych” motywów na tradycyjne instrumenty, tym niemniej jest jednak ona dość charakterystyczna i zapada w ucho.

Niestety łyżką dziegciu w tym wcale obszernej beczce wysoce delikatesowego miodu jest jakość portu na komputery osobiste. I paradoksalnie, choć gra wprost sugeruje skorzystanie z pada, nie dotyczy to sterowania, które całkiem udanie sprawdza się w przypadku połączenia myszki i klawiatury. Niejednokrotnie jednak zazgrzytamy zębami nad niemożliwością wykonania zapisu stanu gry w dogodnym dla nas momencie, co wobec późniejszego niepowodzenia nakaże nam powtarzać całkiem czasochłonny element rozgrywki. Nadto gra ma tendencję do pewnej niestabilności – zawieszenia się w trakcie odtwarzania filmików czy co bardziej „żywych” momentów zabawy.

Nadto wadą gry jest poziom sztucznej inteligencji rywali – a właściwie jego braku. Trudno liczyć na jakąkolwiek „grę zespołową” z ich strony, co podważa sens atutu, którym właściwie zawsze dysponują – a mianowicie przewagą liczebną. Oczywiście w odmiennej sytuacji byłoby niewątpliwie trudniej i mniej „kinowo” i pewne przerysowanie poniekąd było konieczne, choć jak dowiedli twórcy serii Souls, podwyższanie poprzeczki wcale nie musi się spotkać z niezrozumieniem czy niedocenieniem po stronie graczy.

Yakuza 0 zafascynowała mnie. Choć w ogóle nie znam serii głównej, to w ogóle nie poczułem się potraktowany po macoszemu (choć co najmniej kilkukrotnie było dla mnie dość oczywiste, że właśnie w danej chwili autorzy puszczają oko do fanów cyklu), przeciwnie, pałałem bardzo żywym pragnieniem pchnięcia akcji naprzód, jak też doceniałem fakt wielu alternatywnych rozrywek mi serwowanych. I choć doskwierać może liniowość tej produkcji, właściwie podważająca sens jakiegokolwiek powtórnego podejścia do niej, to wydanych na tą grę pieniędzy w żadnym zakresie nie można traktować jako zmarnowanych.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz
RECENZJE CZYTELNIKÓW
ILOŚĆ RECENZJI - ŚREDNIA OCENA - % więcej recenzji dodaj recenzję