The Race for the White House
Sztab VVeteranów
Tytuł: The Race for the White House
Producent: Eversim
Dystrybutor:
Gatunek: Strategia turowa
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Tytuł: The Race for the White House
Producent: Eversim
Dystrybutor:
Gatunek: Strategia turowa
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
The Race for the White House
Gra jak to bywa przy tego rodzaju okazjach jest zasadniczo osadzona w rzeczywistości, z małymi jednak odchyleniami motywowanymi swego rodzaju poprawnością polityczną – przeciwko sobie stają bowiem kandydaci partii odwołujących się do oślej i słoniowej symboliki, nazwisko jednego Ohama, drugiego zaś Ronney brzmią znajomo, mimo to wzbudzając wątpliwości, zwłaszcza że dane nam będzie zająć stanowisko chociażby wobec systemu OBamaCare.
Co istotne, twórcy postanowili wyjść poza dwubiegunowy szablon i umożliwić graczowi prowadzenie kampanii z udziałem kandydata „trzeciej siły”, wywodzącego się bądź z autentycznego partyjnego planktonu, bądź też wykreować własne ugrupowanie, np. Partię Pingwinów. Posunięcie takie jest o tyle wskazane, iż od razu dodaje grze rumieńców, nakazując spodziewać się ciosy w plecy z więcej niż jednej ze stron.
W trakcie gry niezwykle istotne jest gromadzenie funduszów na bardzo kosztowne kampanie reklamowe, te zaś pozyskujemy od sponsorów, którzy poc
zuli się przekonani naszymi postulatami czy obietnicami wyborczymi. Czasami skłonni są oni nas nawet wesprzeć mniej konwencjonalnie, np. przez obsmarowanie kontrkandydata czy podrzucenie mu innej świni, ale to wymaga dodatkowych funduszów.
Istota gry polega na umiejętnym składaniu obietnic, dostosowanych do oczekiwań wyborców, i unikaniu wzajemnego wykluczania się, np. tępienie katolików może być aprobowane w Georgii czy na Alasce, ale niekoniecznie spotka się z uznaniem w Kalifornii czy Luizjanie. Co więcej, odniesienie zwycięstwa we wszystkich stanach jest niemal niemożliwe, kluczowe jest więc pilnowanie arytmetyki, jak to w życiu bowiem, zadowolenie wszystkich jest właściwie niemożliwe.
Gra oferuje dwa modele rozgrywki – „równościowy” oraz realistyczny, spośród których oba mają swoje wady i zalety. Szczególnie wielkim wyzwaniem jest prowadzenie kampanii w ramach partii spoza mainstreamu w trybie realistycznym, gdy dysproporcja na starcie pod każdym względem jest ogromna.
The Race for the White House umożliwia tak rozgrywkę pojedynczą, jak też przez Sieć, ta druga wszakże współcześnie jest alternatywą tylko teoretyczną, a to z uwagi na zasadniczą trudność w znalezieniu jakiegokolwiek partnera do rozgrywki. W przypadku singla ubolewać z kolei należy nad brakiem trybu „gorących pośladków”.
Gra wyposażona jest w typową dla tego rodzaju produkcji oprawę wizualną, stosunkowo jednak stonowaną, jeśli tylko to możliwe uciekającą od „wodotrysków”. Atut stanowi istnienie animacji quasi-telewizyjnych, gracz jednak szybko dostrzega ich ograniczoną ilość.
Oceniając grę nie sposób nie zestawić jej z The Political Machine 2012 – i niestety w porównaniu tym recenzowana pozycja wypada słabiej. Co prawda oferuje ona większą koherentność, stawia gracza przed większą ilością wyborów ideowych do podjęcia, dostarcza jednak po prostu mniejszej frajdy niż produkt studia Stardock. Swing states opowiedziałyby się więc za tą ostatnią.
Autor: Klemens
Co istotne, twórcy postanowili wyjść poza dwubiegunowy szablon i umożliwić graczowi prowadzenie kampanii z udziałem kandydata „trzeciej siły”, wywodzącego się bądź z autentycznego partyjnego planktonu, bądź też wykreować własne ugrupowanie, np. Partię Pingwinów. Posunięcie takie jest o tyle wskazane, iż od razu dodaje grze rumieńców, nakazując spodziewać się ciosy w plecy z więcej niż jednej ze stron.
W trakcie gry niezwykle istotne jest gromadzenie funduszów na bardzo kosztowne kampanie reklamowe, te zaś pozyskujemy od sponsorów, którzy poc
Istota gry polega na umiejętnym składaniu obietnic, dostosowanych do oczekiwań wyborców, i unikaniu wzajemnego wykluczania się, np. tępienie katolików może być aprobowane w Georgii czy na Alasce, ale niekoniecznie spotka się z uznaniem w Kalifornii czy Luizjanie. Co więcej, odniesienie zwycięstwa we wszystkich stanach jest niemal niemożliwe, kluczowe jest więc pilnowanie arytmetyki, jak to w życiu bowiem, zadowolenie wszystkich jest właściwie niemożliwe.
Gra oferuje dwa modele rozgrywki – „równościowy” oraz realistyczny, spośród których oba mają swoje wady i zalety. Szczególnie wielkim wyzwaniem jest prowadzenie kampanii w ramach partii spoza mainstreamu w trybie realistycznym, gdy dysproporcja na starcie pod każdym względem jest ogromna.
The Race for the White House umożliwia tak rozgrywkę pojedynczą, jak też przez Sieć, ta druga wszakże współcześnie jest alternatywą tylko teoretyczną, a to z uwagi na zasadniczą trudność w znalezieniu jakiegokolwiek partnera do rozgrywki. W przypadku singla ubolewać z kolei należy nad brakiem trybu „gorących pośladków”.
Gra wyposażona jest w typową dla tego rodzaju produkcji oprawę wizualną, stosunkowo jednak stonowaną, jeśli tylko to możliwe uciekającą od „wodotrysków”. Atut stanowi istnienie animacji quasi-telewizyjnych, gracz jednak szybko dostrzega ich ograniczoną ilość.
Oceniając grę nie sposób nie zestawić jej z The Political Machine 2012 – i niestety w porównaniu tym recenzowana pozycja wypada słabiej. Co prawda oferuje ona większą koherentność, stawia gracza przed większą ilością wyborów ideowych do podjęcia, dostarcza jednak po prostu mniejszej frajdy niż produkt studia Stardock. Swing states opowiedziałyby się więc za tą ostatnią.
Autor: Klemens