The Club

The Club
Sztab VVeteranów
Tytuł: The Club
Producent: Bizarre Creations
Dystrybutor: CD Projekt
Gatunek: TPP
Premiera Pl:2008-04-03
Premiera Świat:
Autor: Matis
Ocena
czytelników 48 GŁOSUJ
OCENA
REDAKCJI 60% procent
Głosuj na tę grę!

The Club

Ludzkie oczy od dawna domagały się rozlewu krwi. Barbarzyńskie instynkty drzemią w prawie każdym z nas. Starożytni Rzymianie chcąc zaspokoić popyt na żądzę mordu wymyślili walki gladiatorów. Mimo legendy brutalności, jaką ten „sport” obrósł, zainteresowani tematem bowiem wiedzą, że śmiertelność na arenie nie była zbyt wysoka, a dobijanie rannych stanowiło raczej w większości przypadków wymysł Hollywoodu, niźli powszechność, to „pojedynki na śmierć i życie” inspirowały wielu artystów i reżyserów. Stanowiły także wzór dla twórców gier komputerowych. Firma Bizarre Creations, znana z serii wyścigów Projekt Gotham Racing, postanowiła spróbować swoich sił w troszkę innej gałęzi sportu.
the-club-2871-1.jpg 1Tytułowy Klub to potężna, tajna organizacja, skupiająca wiele znanych z pierwszych stron gazet osobistości. Jej korzenie sięgają ponoć XVII w. Jedną z ulubionych rozrywek klubowiczów jest hazard. Mało widowiskowe zabawy, takie jak poker szybko się im nudzą, więc wpadają na pomysł zorganizowania zawodów współczesnych gladiatorów. Wynajmują kilku kierujących się różnymi pobudkami śmiałków, stawiają naprzeciw ich armię zbirów i ustanawiają prosta zasadę – kto w danej konkurencji wybije większą ilość oponentów wygrywa. A klubowicze szykują zakłady.

W grze wcielamy się w jednego z 8 bohaterów/antybohaterów (niepotrzebne skreślić) i zaczynamy rozróbę w konwencji TPP (kamera za postacią). Możemy wcielić się m.in. w byłego oficera S.W.A.T, poszukiwanego przez pół Azji drwala z Syberii, miłośnika sportów ekstremalnych czy tajnego agenta, próbującego rozpracować Klub od wewnątrz. Po wybraniu naszego wirtualnego alter ego ruszamy do walki na jednej z aren. Kluczem do zwycięstwa w The Club jest „mnożnik”. Zabijając kolejnych oponentów (im efektowniej tym lepiej) podskakuje nam magiczna cyfra, przez którą mnożone są każde następnie zdobyte punkty. Wszystko byłoby piękne, jednak mnożnik co kilka sekund spada. Wymaga to od gracza ciągłej czujności, bycia przygotowanym i szybkim. Do dyspozycji mamy kilka trybów gry – większość nich to walka z czasem o uzyskanie jak największej ilości punktów, odpowiednio przekraczającą ustalone z góry wyniki wirtualnych konkurentów. Najmilszym urozmaiceniem jest tryb, w którym to przeciwnicy sami biegną w kierunku naszego herosa, a jego zadaniem jest ochrona wyrysowanego kreda obszaru. Jeśli przełamać ów okrąg (np. skuszeni leżącą gdzieś dalej apteczką) to mamy tylko kilka sekund na powrót – później wybuchają „mikroładunki wybuchowe” będące cennym dodatkiem do krwiobiegu naszej postaci. Podczas zabawy w innych trybach widać wyraźnie, że twórcy specjalizują się w wyścigach – czasami miałem wrażenie, że gram w niekonwencjonalną samochodówkę, tylko bez wozu.

Słowo o projektach leveli - niektóre poziomy dają beztroską radość z eksterminacji oponentów, aż nie chce się odchodzić od monitora. Inne strasznie irytują i zniechęcają od dalszej rozrywki. Niestety tych drugich jest więcej.

Różnice pomiędzy bohaterami to nie tylko inny skin, ale także
zupełnie inny styl walki. Dla przykładu – Dragova, drwala z Syberii, nie kręci bieganie i akrobatyka – woli sprawdzone niczym T34 rozwiązania a la Terminator. Porusza się najwolniej ze wszystkich, ale posiada wrodzoną odporność na ołów i jego pochodne – bez ciężkiego wsparcia lepiej nie podchodzić. Nemo dla przykładu (jedna z dwóch postaci do odblokowania po przejściu „kampanii”) jest najbardziej „kruchy” z całej paczki, ale trafienie go graniczy czasem z cudem. Braki w odporności nadrabia szybkością i refleksem. Inne postacie są bardziej zbalansowane, każdy znajdzie coś dla siebie. Podobnie jest z bronią – mamy do wyboru 17 typów większych i mniejszych zabawek dla zdecydowanie mniej grzecznych dzieci. Niestety, twórcy poszli na łatwiznę i nie uzyskali licencji na prawdziwe uzbrojenie. Owszem, większość broni przypomina niektóre ustrojstwa używane przez formacje militarne na całym świecie, jednak strzelanie z wyrobu P90 – podobnego, obarczonego dziwną nazwą – jest mniej satysfakcjonujące.

Zwłaszcza przy możliwościach graficznych, jakie oferuje gra. Oprawa audiowizualna stoi na bardzo wysokim poziomie. Posiadacze sprzętu z wyższej półki będą co najmniej zadowoleni. Na niższych detalach gra także wygląda przyzwoicie, nie rani zmysłu estetyki. Animacje są płynne, razi jedynie mały zasób ruchów postaci. Muzyka także jest niczego sobie - palce w jej powstaniu maczał sam Jesper Kyd, autor soundtracków do wszystkich części Hitmana i Freedom Fighters.

Na The Club czekałem od czasu obejrzenia pierwszego traileru. Nie ukrywam rozczarowania. Pierwszym mankamentem było małe utrudnienie ze strony producenta gry. Nie ukrywam, że nigdy nie przepadałem za serią „Games for Windows”. Teraz mogę to racjonalnie uzasadnić – aby móc zapisać swoje wyniki w trybie dla JEDNEGO gracza należy… stworzyć konto Windows ID. Proces ten może być nieprzekraczalna barierą dla wielu graczy. Przy rejestracji, oprócz podania adresu i danych osobowych należy wybrać kraj zamieszkania. Niestety, nie przewidziano na tej liście Polski. Należy wiec wybrać inne dowolne państwo, i jeśli chcemy pozostać w świetle prawa, to najlepiej zacząć poszukiwać adresu ambasady RP w danym miejscu. Rozumiem, że jest to świetne zabezpieczenie antypirackie, ale utrudnia ono do granic możliwośći życie tych ucthe-club-2871-2.jpg 2zciwych – a piraci i tak wynajdą jakieś obejście. Obawiam się, że Microsoft ze swoimi Xboxowymi kontami zdominuje wkrótce rynek gier. Nie jest to dobra wiadomość, zwłaszcza, ze występują konta darmowe i płatne. Dla przykładu, w niektórych grach dodatkowe mapy w trybie MP dostępne są tylko dla tych, którzy uiszczają swoja pańszczyznę względem Microsoftu.

Po uporaniu się z wrogo nastawionym formularzem i rozpoczęciu rozgrywki moje uczucia przypominały szalejący wykres EKG. Od zadowolenia po zażenowanie. Szczerze mówiąc przeszedłem ten tytuł tylko dlatego, by móc z czystym sumieniem wydać ostateczny werdykt. Później spróbowałem sił w trybie multi (wszak gra ta powstała głównie do rozrywki w sieci). Cóż, to może się spodobać miłośnikom wyścigów. Nie wykluczam tego. Jeśli kiedykolwiek najdzie mnie jednak ochota na grę z żywymi oponentami, to uruchomię któregokolwiek Battlefielda, ewentualnie Call of Duty 4. Te gry po prostu miażdżą The Club na całej linii. Nie są zbliżone do Klubu technikaliami rozgrywki, ani nawet gatunkiem, ale jak dla mnie są o wiele lepsze. Tak po prostu, subiektywnie lepsze.

Ciężko mi wychwycić jakieś błędy w spolszczeniu, czy jego jakość – mechanika i fabuła gry, proste niczym konstrukcja młotka, skutecznie niwelują pole do manewru dla tłumaczy.

Czy The Club jest grą dobrą? Nie. Czy jest tytułem kiepskim? Też nie. To po prostu średniak, który mógł stać się hitem ze względu na oryginalna tematykę, pozostał jednak średniakiem. Przeciętnym aż do bólu. Nadrabia trochę oprawą audiowizualną. Barokowy przerost formy nad treścią, połączony z nieudanym poetyckim konceptyzmem. Może The Club znajdzie grono oddanych fanów. Może pojawią się na sieci turnieje ze sponsorami i ciekawymi nagrodami. Może Polska wygra Euro 2012, a talibowie wyjdą z jaskiń i zaczną palić fajki pokoju z marines. Może ktoś zrobi wreszcie dobrą grę o gladiatorach, nie ważne czy tych prawdziwych, czy współczesnych…

Plusy:
• niekiedy satysfakcja
• szybkość
• oprawa audiowizualna
• zróżnicowanie bohaterów

Minusy:
• fabuła
• grywalność
• nudzi i niekiedy frustruje
• konieczność zakładania konta Windows ID

Mateusz „Matis” Cholewiak

Autor: Matis
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
20.08.2008 | rysiu003 » W grze The Club gracz wcieli się w wybranego profe
więcej komentarzy dodaj komentarz
RECENZJE CZYTELNIKÓW
ILOŚĆ RECENZJI - ŚREDNIA OCENA - % więcej recenzji dodaj recenzję