Sims: Historie z bezludnej wyspy

Sims: Historie z bezludnej wyspy
Sztab VVeteranów
Tytuł: Sims: Historie z bezludnej wyspy
Producent: Maxis
Dystrybutor: Electronic Arts Polska
Gatunek: sim
Premiera Pl:2008-02-01
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Ocena
czytelników 83 GŁOSUJ
OCENA
REDAKCJI 80% procent
Głosuj na tę grę!

Sims: Historie z bezludnej wyspy

Myślałem, iż marketingowcy z firmy Maxis już niczym mnie nie zaskoczą. Ich strategia wydawała się banalnie prosta – po tym, jak dziecko ich koleżanek i kolegów z działu deweloperskiego zatytułowane Sims okazało się cudownym, nadeszła pora żniw w postaci wydawania kolejnych i kolejnych dodatków, produkowanych wręcz taśmowo i niewielkim nakładem kosztów. A sprzedaż szła w miliony i miliony. Dolarów także.
sims-historie-z-bezludnej-wyspy-3000-1.jpg 1Cóż, w ostatnich czasach jednak amerykańska waluta coraz bardziej traci na wartości, trzeba więc bardziej się postarać, by wyjść na swoje. Szybki przegląd rynku dał zaś jasną odpowiedź co do dalszego kierunku ofensywy – konsole i laptopy, których posiadacze także przecież nie pogardziliby symulacją życia. Maxis jednak postanowił się wysilić nieco bardziej i nie poprzestać na zwykłych konwersjach (choć te rzecz jasna także nastąpiły), ale zaproponować coś nowego – w miarę nowego.

Seria Sims: Historie mimo wszystko była czymś zaskakującym, gra bowiem została wzbogacona o coś, czego wcześniej jej właściwie brakowało – cel. Tym razem gra posiada bowiem jakąś fabułę, zachęca użytkownika do podjęcia określonych działań i wysiłków, rozwiązywania pewnych zagadek i dalszego odkrywania tajemnic.

Ale nie przesadzajmy – chociaż nasz bohater tudzież bohaterka trafia na bezludną wyspę i jego zadaniem jest przetrwać... i coś więcej, to jednak wciąż są to te same Simsy, które pokochał świat. Na początku fabuła wzbudza jeszcze zainteresowanie i pewne emocje, szybko jednak gracz przekonuje się, że jest ona tylko czymś „ekstra”. Nawet jak się czymś zatrujemy i będziemy wręcz bombardowani komunikatami wieszczącymi nasz szybki zgon w razie niepowodzenia w znalezieniu leku, to możemy bez żadnych obaw kontynuować dotychczasowe zajęcia, a naszemu wirtualnemu alter ego i tak włos nie spadnie
z głowy. Niemniej miło, że coś takowego jest, nawet jeśli jest zupełnie nonsensowne i tak ma się do mechaniki gry, jak pięść do nosa. Trochę lepiej – bardziej wymyślnie – było to rozwiązane w wersji konsolowej, acz da się to spokojnie przeboleć.

Będziemy więc szukać wspomnianego leku, będziemy zaprzyjaźniać się z małpami i zbierać banany, później będziemy szukać szamańskich bębnów i rozmawiać z tajemniczego pochodzenia figurką. Przekonamy się także, iż tytułowa wyspa wcale bezludną nie jest, a bynajmniej nie zamieszkuje jej li tylko jakowyś skromny Piętaszek...

Sims: Historie z bezludnej wyspy faktycznie lepiej współpracują z komputerami przenośnymi, niźli ich starsze, klasyczne rodzeństwo. Jak cudaczna i egzotyczna konfiguracja sprzętowa by nie była, o ile spełnia minimalne wymagania, bez większych zgrzytów, „lamentów i krzyków” pozwoli w pełni rozkoszować się rozgrywką. Nie znaczy to jednak wcale jakoby zwykłe „szaraki” miały jakieś problemy natury technicznej z Wyspą. Tyle że ich użytkownicy mają znacznie szerszy wybór różnorakich pozycji ze stajni Maxis - i to bardziej rozbudowanych.

Recenzowana pozycja w porównaniu bowiem do „pełnych” Simsów mimo wszystko jest dość uboga i skromna. Niby poza trybem fabularnym posiada ona także moduł wolnej rozgrywki, który jednak siłą rzeczy jest dość zgrzebny – gracz nie ma tu do czynienia z istnym zalewem różnorakich przedmiotósims-historie-z-bezludnej-wyspy-3000-2.jpg 2w i gadżetów, domorośli architekci także mogą poczuć się rozczarowani ilością udostępnionych im opcji i elementów. Nie bez powodu, a już z pewnością nie ze względu na miłosierdzie wypływające z serc członków zarządu Maxisu cena Historie z bezludnej wyspy jest znacząco niższa od tej właściwej dla wszelkiej maści typowych simsododatków.

Muszę przyznać, iż oprawa audiowizualna recenzowanej pozycji jak rzadko kiedy mnie ujęła. Może wynika to ze specyfiki prezentowanego tematu, ale kolorystyka – ciepła, radosna, trochę jaskrawa – bardziej do mnie przemawia, niż ta typowa dla „zwykłych” Simsów, tak jakby sterylna. A i muzyka jest milsza uchu, mniej chłodna. Widać, iż twórcy włożyli w swój produkt choć trochę własnej duszy, przez co jest on nieco bardziej... ludzki? Przejawia się to i w tym zresztą, że częściej się uśmiechniemy rozbawieni jakowymś gagiem.

Sims: Historie z bezludnej wyspy oczywiście nie są pozycją przełomową czy rzucającą na kolana, dostarcza jednak sporo zabawy nawet takim sceptykom jak niżej podpisany. I choć podobnie jak w przypadku rozlicznych dodatków mamy do czynienia z ostrożną ewolucją a nie żadną rewolucją, to tym razem ta pierwsza wydaje się rzeczywista, a nie, nomen omen, symulowana. Ta gra może pozyskać dla Maxisu kolejne grupy graczy, dotychczas zawzięcie „simsoodporne”. A wbrew pozorom jest to naprawdę duże osiągnięcie i jak najlepsza rekomendacja. Zwłaszcza w perspektywie nadchodzących coraz dłuższych wieczorów.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
13.09.2008 | Klemens » Cóż, produkty Maxisu tanimi nie zwykły bywać, ale
29.08.2008 | Tigikamil » Ale się sprzedaje i o to właśnie chodzi ;D
28.08.2008 | Mande » Jeszcze raz to samo ... nudne i piekielnie drogie.
więcej komentarzy dodaj komentarz
RECENZJE CZYTELNIKÓW
ILOŚĆ RECENZJI - ŚREDNIA OCENA - % więcej recenzji dodaj recenzję