Master of Orion: Conquer the Stars
Sztab VVeteranów
Tytuł: Master of Orion: Conquer the Stars
Producent: NGD Studios
Dystrybutor: Wargaming.net
Gatunek: Strategia turowa/4x
Premiera Pl:2016-08-25
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Tytuł: Master of Orion: Conquer the Stars
Producent: NGD Studios
Dystrybutor: Wargaming.net
Gatunek: Strategia turowa/4x
Premiera Pl:2016-08-25
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Master of Orion: Conquer the Stars
Nie ukrywam, że pierwsze wrażenia śmiało można zmieścić we frazie „ja to już gdzieś widziałem”. Zdaniem tym można opatrzeć niemal każdy element, i to od etapu menu początkowego zaczynając. W konsekwencji prawdziwy vveteran serii poczuje się niczym ryba w wodzie, ze wzgardą odnosząc się wobec wszelakich samouczków. Ale śmiem twierdzić, iż również nowicjusz nie uzna danej produkcji za zbyt skomplikowaną, cechuje się ona bowiem intuicyjnością poprzedniczek.
W konsekwencji dokonujemy wyboru jednej z predefiniowanych ras bądź kształtujemy własną, skupiamy się na rozwoju demograficzno-produkcyjnym, następnie zaś naukowym, niezbędnym dla sięgnięcia ku gwiazdom. Przy okazji musimy pilnować, by nasz rozwój nie okazał się niezrównoważony, po czym ruszamy kolonizować obce ciała niebieskie. Później zaś zetkniemy się z innymi rasami, z którymi nasza koegzystencja może mieć mniej czy bardziej pokojowy przebieg, możemy też poprzestać na zimnej – szpiegowskiej – wojnie.
Problem w tym, że zegar autorów zatrzymał
się na drugiej odsłonie cyklu, tak że niejako nie spostrzegli oni, iż w gatunku wydarzyło się bardzo, bardzo wiele – daną formułę już do bólu oklepała seria Galactic Civilization, zaś poprzeczkę w ostatnich latach na nowe wysokie poziomy wyniosły Stellaris czy Distant Worlds – na ich tle nowy Master of Orion wygląda najzwyczajniej ubogo.
Naturalnie, można bronić go jego prostotą, w takiej sytuacji jednak dość trudno uznać go za coś innego niż remastera takiego Battle at Antares – tymczasem jego cena została ukształtowana jednak na poziomie znacząco wyższym niźli można by było się spodziewać po produkcji tego rodzaju. Wiele rzeczy w „trójce” nie przypadło mi do gustu, lecz stanowczo nie zasłużyła ona na zupełne pogrzebanie w mrokach niepamięci.
Master of Orion: Conquer the Stars jest utrzymany w estetycznej oprawie wizualnej, mieszcząc się jednak absolutnie w granicach standardu, nie porywając w żadnym zakresie swą widowiskowością. To samo można rzecz o muzyce – stanowi ona przyjemne ambientowe tło, lecz nie zapada w pamięć tak jak chociażby motyw przewodni MoO2. No i te wymagania sprzętowe – niby niezbyt wysokie jeśli idzie o procesor etc., lecz gra się najzwyczajniej dławi przy okazji generowania kolejnych, monstrualnie wielkich (z kompletnie nieznanych przyczyn, bacząc na jej stopień komplikacji) zapisów stanu gry.
Nowa, quasi-czwarta odsłona serii Master of Orion słusznie nie doczekała się nowej liczby w tytule, albowiem byłby on mylący. Jakkolwiek bowiem grę tą cechuje miodność porównywalna z pierwowzorem, nie sposób jednak nie zauważyć, że stanowi ona pewien krok wstecz jeśli idzie o cykl, zapominając zaś o „trójce” jest ona li tylko dreptaniem w miejscu, bez ambicji postawienia kolejnego kroku.
Autor: Klemens
W konsekwencji dokonujemy wyboru jednej z predefiniowanych ras bądź kształtujemy własną, skupiamy się na rozwoju demograficzno-produkcyjnym, następnie zaś naukowym, niezbędnym dla sięgnięcia ku gwiazdom. Przy okazji musimy pilnować, by nasz rozwój nie okazał się niezrównoważony, po czym ruszamy kolonizować obce ciała niebieskie. Później zaś zetkniemy się z innymi rasami, z którymi nasza koegzystencja może mieć mniej czy bardziej pokojowy przebieg, możemy też poprzestać na zimnej – szpiegowskiej – wojnie.
Problem w tym, że zegar autorów zatrzymał
Naturalnie, można bronić go jego prostotą, w takiej sytuacji jednak dość trudno uznać go za coś innego niż remastera takiego Battle at Antares – tymczasem jego cena została ukształtowana jednak na poziomie znacząco wyższym niźli można by było się spodziewać po produkcji tego rodzaju. Wiele rzeczy w „trójce” nie przypadło mi do gustu, lecz stanowczo nie zasłużyła ona na zupełne pogrzebanie w mrokach niepamięci.
Master of Orion: Conquer the Stars jest utrzymany w estetycznej oprawie wizualnej, mieszcząc się jednak absolutnie w granicach standardu, nie porywając w żadnym zakresie swą widowiskowością. To samo można rzecz o muzyce – stanowi ona przyjemne ambientowe tło, lecz nie zapada w pamięć tak jak chociażby motyw przewodni MoO2. No i te wymagania sprzętowe – niby niezbyt wysokie jeśli idzie o procesor etc., lecz gra się najzwyczajniej dławi przy okazji generowania kolejnych, monstrualnie wielkich (z kompletnie nieznanych przyczyn, bacząc na jej stopień komplikacji) zapisów stanu gry.
Nowa, quasi-czwarta odsłona serii Master of Orion słusznie nie doczekała się nowej liczby w tytule, albowiem byłby on mylący. Jakkolwiek bowiem grę tą cechuje miodność porównywalna z pierwowzorem, nie sposób jednak nie zauważyć, że stanowi ona pewien krok wstecz jeśli idzie o cykl, zapominając zaś o „trójce” jest ona li tylko dreptaniem w miejscu, bez ambicji postawienia kolejnego kroku.
Autor: Klemens