Iratus: Lord of the Dead
Sztab VVeteranów
Tytuł: Iratus: Lord of the Dead
Producent: Unfrozen
Dystrybutor:
Gatunek: Strategiczna/RPG
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Tytuł: Iratus: Lord of the Dead
Producent: Unfrozen
Dystrybutor:
Gatunek: Strategiczna/RPG
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Iratus: Lord of the Dead
Tytułowy „bohater” jest nekromantą, który ongiś poległ w epickiej walce o władzę nad światem (bądź przynajmniej jego znaczącym zakątkiem), ale wskutek zapomnienia i chciwości rabusiów grobów został uwolniony ze swego miejsca uwięzienia, pałając wściekłością nagromadzoną przez stulecia rozpamiętywania klęski i wolą tyleż rewanżu, co ponownego sięgnięcia po władzę. Rolą gracza jest wsparcie go w tym zamiarze.
Zaczynamy na dnie – a właściwie piątej kondygnacji lochu, nasze działania zaś sprowadzają do eksplorowania owych korytarzu w poszukiwaniu drogi na wolność, która ma się stać preludium ku celowo ostatecznemu. Co istotne, co i rusz natrafimy na rozgałęzienia, wybór zaś będzie nieodwracalny. Każdorazowo wiemy, co spotka nas później, tym bardziej więc żal utraty niektórych możliwości.
Każdorazowo kierujemy grupą maksymalnie czterosob… no, liczącą sobie czterech członków, przy czym śmiało możemy zastępować jej skład pomiędzy poszczególnymi walkami. Często okaże się to konieczne, bo i tyleż trup ściele się gęsto, a i różni rywale wymagają odmiennych podejść. Tak czy owak przebierać będziemy w prawdziwie mrocznym bestiarium – szkieletach, liczach, upiorzycach,
dhampirzycach, wampirzycach (twórcom gry nie można odmówić pewnego sufrażyzmu), ghulach, mumiach itp. itd. Warto jednak się starać, by nasi podopieczni nie ginęli zbyt łatwo, każdy z nich bowiem indywidualnie gromadzi doświadczenie, a wraz z tymże rośnie w siłą i zdobywa dostęp do nowych umiejętności – mumia mumii nierówna.
Pomiędzy samymi walkami przyjdzie nam zarządzać naszym minikrólestwem, może niespecjalnie rozbudowanym, lecz w istocie każdy jego zakątek został dość starannie przemyślany, hołdując co prawda różnym podejściom, tak iż każdy gracz winien znaleźć własną drogę. Twórcy prześmiewczo na wstępie odstrzegają, że zawsze będziemy mieli za mało zasobów i będziemy musieli dokonywać takich czy innych, ale dość trudnych wyborów… i nie kłamią. Inna rzecz, że owe mikrozarządzanie ma wybitnie służebny charakter, jest co prawda na tyle rozbudowane, by nie móc go traktować w kategoriach listka figowego, ale i tak esencję zabawy stanowi moduł taktyczny.
Całość jest utrzymana w dość swoistym, komicznym klimacie, może nawet rubasznym, ale chyba najbliżej mu pastiszu. Nekromancja czy śmierć niesiona przez Zło to tematy delikatne, które mogłyby wzbudzać nawet przerażenie – taka wszak z reguły rola szwarccharakterów – ale w przypadku rzeczonego tytułu skutkuje jedynie rozbawieniem. Moraliści mogą więc utyskiwać nad banalnością zła, ale śmiem twierdzić, iż rzeczoną pozycję należy raczej traktować w kategoriach kpiny, wirtualnego przejawu czarnego humoru.
Z owym klimatem koresponduje również oprawa audiowizualna, która bezapelacyjnie celowo ociera się o kicz, gdyby tylko produkcję tą traktować serio. Gra ta nie raczy użytkownika arcybogactwem detali czy porywający motywami muzycznymi, przeciwnie, jest utrzymana w stylu lowpoly, acz przyjemnie podrasowanym.
Iratus: Lord of the Dead to mariaż Legend of Keepers: Career of a Dungeon Master i Darkest Dungeon à rebours. Wartością tego tytułu jest jednak nie tylko samo wdzięczne I dość eleganckie wywrócenie konwencji, lecz również opracowanie całkiem wdzięcznej i wyważonej mechaniki rozgrywki, jak i samych walk. Zdecydowanie niesprawiedliwe by było rozpatrywanie tej pozycji w kategoriach „ciekawego klonu DD”, przeciwnie, winien on być traktowany jako produkcja równoprawna.
Autor: Klemens
Zaczynamy na dnie – a właściwie piątej kondygnacji lochu, nasze działania zaś sprowadzają do eksplorowania owych korytarzu w poszukiwaniu drogi na wolność, która ma się stać preludium ku celowo ostatecznemu. Co istotne, co i rusz natrafimy na rozgałęzienia, wybór zaś będzie nieodwracalny. Każdorazowo wiemy, co spotka nas później, tym bardziej więc żal utraty niektórych możliwości.
Każdorazowo kierujemy grupą maksymalnie czterosob… no, liczącą sobie czterech członków, przy czym śmiało możemy zastępować jej skład pomiędzy poszczególnymi walkami. Często okaże się to konieczne, bo i tyleż trup ściele się gęsto, a i różni rywale wymagają odmiennych podejść. Tak czy owak przebierać będziemy w prawdziwie mrocznym bestiarium – szkieletach, liczach, upiorzycach,
Pomiędzy samymi walkami przyjdzie nam zarządzać naszym minikrólestwem, może niespecjalnie rozbudowanym, lecz w istocie każdy jego zakątek został dość starannie przemyślany, hołdując co prawda różnym podejściom, tak iż każdy gracz winien znaleźć własną drogę. Twórcy prześmiewczo na wstępie odstrzegają, że zawsze będziemy mieli za mało zasobów i będziemy musieli dokonywać takich czy innych, ale dość trudnych wyborów… i nie kłamią. Inna rzecz, że owe mikrozarządzanie ma wybitnie służebny charakter, jest co prawda na tyle rozbudowane, by nie móc go traktować w kategoriach listka figowego, ale i tak esencję zabawy stanowi moduł taktyczny.
Całość jest utrzymana w dość swoistym, komicznym klimacie, może nawet rubasznym, ale chyba najbliżej mu pastiszu. Nekromancja czy śmierć niesiona przez Zło to tematy delikatne, które mogłyby wzbudzać nawet przerażenie – taka wszak z reguły rola szwarccharakterów – ale w przypadku rzeczonego tytułu skutkuje jedynie rozbawieniem. Moraliści mogą więc utyskiwać nad banalnością zła, ale śmiem twierdzić, iż rzeczoną pozycję należy raczej traktować w kategoriach kpiny, wirtualnego przejawu czarnego humoru.
Z owym klimatem koresponduje również oprawa audiowizualna, która bezapelacyjnie celowo ociera się o kicz, gdyby tylko produkcję tą traktować serio. Gra ta nie raczy użytkownika arcybogactwem detali czy porywający motywami muzycznymi, przeciwnie, jest utrzymana w stylu lowpoly, acz przyjemnie podrasowanym.
Iratus: Lord of the Dead to mariaż Legend of Keepers: Career of a Dungeon Master i Darkest Dungeon à rebours. Wartością tego tytułu jest jednak nie tylko samo wdzięczne I dość eleganckie wywrócenie konwencji, lecz również opracowanie całkiem wdzięcznej i wyważonej mechaniki rozgrywki, jak i samych walk. Zdecydowanie niesprawiedliwe by było rozpatrywanie tej pozycji w kategoriach „ciekawego klonu DD”, przeciwnie, winien on być traktowany jako produkcja równoprawna.
Autor: Klemens