Dead Cells

Dead Cells
Sztab VVeteranów
Tytuł: Dead Cells
Producent: Motion Twin
Dystrybutor:
Gatunek: przygodowa/akcja
Premiera Pl:2018-08-06
Premiera Świat:
Autor: Ignis
Ocena
czytelników bd GŁOSUJ
OCENA
REDAKCJI 80% procent
Wyroznienie
Głosuj na tę grę!

Dead Cells

Walcz, zgiń, powtórz – w tych trzech słowach mógłbym zawrzeć kwintesencję Dead Cells, po czym podjąłbym się kolejnej próby przedarcia się przez nieprzyjazne zamczysko. Jednak niesprawiedliwym było by ograniczenie się tylko do trzech słów. Wszakże najnowsze dzieło francuskiej ekipy Motion Twin z pewnością stało się ich największym dotychczasowym sukcesem i można by się pokusić o stwierdzenie, iż wraz z narodzinami Dead Cells powstał nowy podgatunek gier komputerowych.
dead-cells-17814-1.jpg 1Sami twórcy reklamują swoją grę jako nieślubne dziecko tzw. metroidvanii z roguelite – a do tego wygląda na to, iż potomek ten został wychowany przez wujostwo z serii Souls. I wbrew typowemu reklamowemu zakłamaniu, tym razem promocja ta nie okazała się fałszywa – Dead Cells jest dokładnie tym, jak się je przedstawia. Mamy do czynienia z dwuwymiarową platformówką nowej generacji, w której przemierza się różne lokacje przypominające stylem chociażby taką Castlevanię – jednakże poziomy te są w 90% (moje zgrubne przybliżenie) generowane losowo, jak przystoi na klimaty roguelite. Tożsamy jest zawsze jedynie krótki początek danej lokacji oraz pewne zaskryptowane miejsca – a reszta, wygenerowana proceduralnie, pozostaje do odkrycia za każdym przejściem na nowo.

Dead Cells jest grą, która w moim odczuciu mogłaby być całkowicie pozbawiona fabuły. Jednak na tak drastyczne posunięcie mało kto by się zdecydował, więc zalążek historii jest obecny. W grze wcielamy się w niezidentyfikowane żyjątko, czy inne „coś”, które przejmuje kontrolę nad martwym ciałem i z jego pomocą stara się uciec z więzienia. Po drodze przyjdzie nam poczytać monologi (a czasem i rozmowy) zarówno postaci gracza, jak i tu i ówdzie napotkanych NPC-ów. Te spotkania dzielą się na humorystyczne przerywniki, bądź takie budujące szczątkową fabułę gry. Ogółem są to pozytywne momenty, w których czas się zatrzymuje (dosłownie) i w których można na chwilę odpocząć od ciągłej walki, a czasem nawet złapać jakiś bonus.

Jak więc wygląda rozgrywka w Dead Cells? Postać kontrolowana przez gracza odradza się zawsze w tym samym miejscu, z bardzo ograniczonym ekwipunkiem. Nie pozostaje nic innego, jak wdusić klawisz i wyruszyć przed siebie – raz za razem natrafiając na przysłowiową ścianę nie do przejścia, w postaci niefortunnego starcia z przeciwnikiem, nieudanej próby pokonania bossa czy głupiego spadnięcia na kolczastą podłogę. A na każdego gracza czeka mnóstwo takich powtórzeń, ponieważ w tej grze się ginie – i to często. Jednak za każdym razem przy odrobinie szczęścia uda się nam uzbierać wypadające głównie z wrogów komórki, za które między lokacjami przyjdzie wydawać na różne ulepszenia, typu mikstury lecznicze, nowe bronie czy mutacje.

Problem pojawia się w momencie opadnięcia zasłony przesłaniającej liczbę potrzebnych komórek do odblokowywania nowych przedmiotów. Jeśli ktoś należy do osób przepadających za kompletowaniem wszystkiego co oferuje gra, to musi przygotować się na szok – tych komórek należy zebrać setki, a nawet tysiące – a ich przychód jest bardzo niewielki, na początku sięgający ledwie kilkunastu na jedno podejście gry. A gdy zginiemy nim przejdziemy do sekcji między poziomami
- komórki przepadają. Nie jestem przeciwnikiem tzw. grindu, jednak tutaj jest zdecydowanie wyniesiony na zbyt wysoki poziom, konkurujący bezproblemowo z koreańskimi MMO.

Bardzo dobrym rozwiązaniem okazała się implementacja różnych ścieżek prowadzących do końca gry. W internecie można znaleźć fanowskie mapki, które świetnie oddają ideę tego pomysłu. Przytoczę prosty przykład z samego początku gry: jedyna droga prowadząca do wyjścia ze startowej lokacji wiedzie w kierunku promenady, a następnie na mury i dalej – na most, gdzie czeka pierwszy boss. Jednakże po drodze można znaleźć pewną runę, która umożliwi nowe wyjście z pierwszej lokacji, do kanałów ściekowych – a stamtąd można powrócić na poprzednią ścieżkę, bądź obrać zupełnie inną. Run umożliwiających dostęp do dodatkowych sekcji map jest 4 i odnalezienie wszystkich nie tylko pozwala na wybór alternatywnych dróg, ale także umożliwia bardziej dogłębną eksplorację poszczególnych poziomów. Dzięki takiemu rozwiązaniu można wybrać którą ścieżką w danym podejściu chcemy podążać – ze względu na posiadane obecnie przedmioty, na łatwość, z jaką przychodzi nam walka w danych miejscach czy po prostu ze względu na zwyczajny kaprys.

Dużo dobrego można napisać o chlebie powszednim Dead Cells, czyli walce. Przede wszystkim – jest niesamowicie płynna. Wszystko działa jak w doskonałej harmonii, jak najlepsza orkiestra, gdzie dyrygentem jest gracz. Starcia z przeciwnikami są bardzo dynamiczne i wymagają znacznej zręczności, lecz także nauczenia się możliwości wrogów – jedni są szybcy, inni walczą na odległość, jeszcze inni pozostawiają po śmierci przykre niespodzianki – przykładów można tutaj przytoczyć dziesiątki. Najważniejsze, że każda jedna wraża postać jest unikatowa, a nie jest tylko „pokolorowanym” na nowo innym delikwentem. Oprócz tego na drodze można spotkać wersje elitarne zwykłych przeciwników, którzy są znacznie potężniejsi, jednak oferują sowite nagrody za ich pokonanie. Kolejne bardzo miłe urozmaicenie.

Nieco gorzej wypadają „główni” bossowie, jakich gra stawia naprzeciw graczowi. Niestety tutaj należy się duży minus twórcom, ponieważ ci teoretycznie najpotężniejsi przeciwnicy nie są wcale tak wymyślnie wykreowani – przeciwnie, mi udało się opanować charakterystyki wszystkich bossów już za pierwszym podejściem do walki z nimi. Nie oznacza to, iż pokonanie ich jest banalne, gdyż zastosowano tutaj metodę „gąbki” - posiadają oni niezmiernie dużo punktów życia, więc pojedynki z nimi są długie, a w rezultacie łatwo jest w trakcie o popełnienie jednego błędu za dużo. Takie rozwiązanie jest chyba najgorszym możliwym wyjściem przy projektowaniu bossów i było nieraz krytykowane chociażby przy niektórych antagonistach serii Soulsdead-cells-17814-2.jpg 2 – do której poziomem trudności Dead Cells chciałoby przecież nawiązywać.

Słodko-kwaśną okazała się być kwestia uzbrojenia dostępnego w grze. Do dyspozycji są bronie do walki wręcz, dystansowe, tarcze oraz różnorakie ustrojstwa, w stylu pułapek, a także pasywnie wspierające amulety. Jest tego sporo już na początku gry, a w trakcie pula dostępnych przedmiotów niezmiernie się powiększa. W teorii to brzmi dobrze, jednakże… no właśnie. Wiele rodzajów oręża jest bezużyteczna w porównaniu z ich silniejszymi odpowiednikami, co czyni je kompletnie zbędnymi w grze. Co gorsza, gdy już odblokujemy dany przedmiot, wchodzi on do naszej globalnej puli, co skutkuje możliwością jego znalezienia losowo w trakcie rozrywki – zmniejszając szanse na wylosowanie tych lepszych czy zwyczajnie ulubionych broni, a w efekcie zmniejszając szanse na wygraną w grze. I w dodatku raz odblokowanego przedmiotu nie da się wyrzucić z rotacji. Bardzo nieprzyjazne graczowi rozwiązanie, o którym można się dowiedzieć niestety tylko empirycznie.

Wizualnie Dead Cells prezentuje się zaprawdę miodnie. Całość jest utrzymana w modnej obecnie pikselowej stylistyce, lecz przy tym wygląda po prostu ładnie. Animacje są dopracowane do najdrobniejszych ruchów, a przy tym płynne i responsywne na działania gracza. Zastosowane w poszczególnych lokacjach tekstury są na tyle różnorodne, aby uraczyć za każdym razem czymś nowym, a jednocześnie zawsze niesamowicie klimatycznym. Podobnie jest z udźwiękowieniem – choć muzyka jest tutaj raczej mało wyróżniającym się tłem, to same dźwięki są znakomite i nawet pomagają w utrzymaniu rytmu podczas walki.

Konkludując, Dead Cells oferuje poziom dopracowania godny produkcji sprzed kilkunastu lat – mam na myśli oferowanie gotowego tytułu, bez konieczności popremierowego wypuszczania kilkudziesięciu łatek. Coś, co w zasadzie powinno być normą, w obecnych czasach staje się rzadkością i musem jest wyróżnienie każdej produkcji, która spełnia te kryteria – i tak jest w tym przypadku. Dead Cells zdecydowanie zasługuje na uwagę, a pierwsze kilkanaście godzin gry daje niesamowitą radość z odkrywania i odblokowywania zawartości. Później niestety zaczyna się wspomniany wcześniej „grind” i każdy musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jest w stanie zainwestować setki godzin w ten tytuł, biorąc pod uwagę, iż gra oferuje co najmniej 4 tryby „New Game Plus”, z których każdy jest o wiele trudniejszy od poprzedniego. Z drugiej strony – satysfakcja z przejścia gry jest gwarantowana.

Bardzo dziękujemy serwisowi GOG.com za udostępnienie kodu recenzenckiego w celu umożliwienia powstania niniejszego tekstu - https://www.gog.com/game/dead_cells

Autor: Ignis
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz
RECENZJE CZYTELNIKÓW
ILOŚĆ RECENZJI - ŚREDNIA OCENA - % więcej recenzji dodaj recenzję