Conglomerate 451
Sztab VVeteranów
Tytuł: Conglomerate 451
Producent: RuneHeads
Dystrybutor:
Gatunek: turowa/RPG
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Tytuł: Conglomerate 451
Producent: RuneHeads
Dystrybutor:
Gatunek: turowa/RPG
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Conglomerate 451
Rzeczona produkcja jest osadzona w cyberpunkowych realiach, co gracz uświadamia sobie błyskawicznie, już bowiem w trakcie pierwszej misji jest konfrontowany z koniecznością hackingu, a przy okazji… ginie, tylko po to, by uświadomić sobie, że w istocie jest klonem powołanym do zarządzania innymi klonami, a to w imię stosownej agencji rządowej, której zadanie zostało określone na eliminacji z dzielnic megalopolis wpływów stosownych korporacji (których nawet nikt nie próbuje eufemistycznie określać mianami gangów). Anturaż ten pociąga za sobą szereg dalszych konsekwencji, a mianowicie obecność różnorakich implantów, jak też zastępowalność podkomendnych w drodze wspomnianego powielania, które jednak nie jest zupełnie obiektywne, z natury rzeczy nie jest bowiem w stanie uzupełnić braków w doświadczeniu nowej jednostki.
Tytuł ten przez samych twórców była anonsowana jako przedstawiciel gatunku RPG, lecz już sama obecność tego tekstu na łamach SVV a nie siostrzanego serwisu poświęconego grom fabularnym w istocie ujawnia moją ocenę zaistniałego stanu. W istocie jest to gra niemal w całości nastawiona na rzeczone walki taktyczne, zaś możliwość zwiedzania ulic miasta przyszłości, czy wyboru misji, która się obecnie zajmiemy, to stanowczo zbyt mało by twierdzić, że mamy do czynienia z „odgrywaniem roli”. Rzeczonemu tytułowi znacznie, znacznie bliżej chociażby do takiej serii XCOM niźli Fall
outa.
…co samo w sobie nie jest przecież żadną wadą, czyż nie? Początkowo gracz czerpie z obcowania z tą pozycją wiele przyjemności, nie cechuje się ona jakąś specjalną złożonością zasad, stawiane zaś przed nim wyzwania są na tyle realne, iż odczuwa on satysfakcję z właściwie wykonanej pracy. Czasami zhakuje on przeciwnika zadając mu dodatkowe obrażenia, czasami pozyska on dodatkowe dane, czasami uda mu się wrócić z zadania bez wielkich traum i obrażeń po stronie kierowanego zespołu…
…lecz po kilku, góra kilkunastu misjach odczuje on nawet nie zmęczenie, co frustrację mechaniką rozgrywki. Właściwie niemożliwe jest bowiem ominięcie większości starć, możemy zapomnieć o karierze infiltratora, zabawy zaś w hacking szybko okazują się mało urozmaicone i tak naprawdę zbędne, gdyż i tak w przygniatającej większości przypadków rozwiązania siłowe okażą się niezbędne.
Wszystko powyżej dałoby się wybaczyć gdyby nie fakt, że same walki okazują się po prostu nudne. Często sprowadzają się one do ciosu-kontry-rekontry, i tak w koło Macieju, a ich rosnąca trudność jest spowodowana nie większą finezją ze strony przeciwników, lecz ich zwykle lepszymi i wyższymi parametrami. Innych urozmaiceń – poza wyglądem – właściwie brak. Co gorsza, tempo tych starć jest niespieszne, nie da się pominąć żadnych animacji, co jest skrajnie irytujące w sytuacji, gdy już inicjując walkę z uwagi na dysproporcję między zespołami wiadomą, jakim rezultatem się ono zakończy.
Nie da się również ukryć, że szereg innych rozwiązań budzi nawet nie zdziwienie, co zakłopotanie. Dość wskazać na „konsolową” mechanikę zapisu gry, możliwą tylko pomiędzy misjami, ale już nie w ich trakcie. Na uwadze należy mieć również fakt, że w grze tej pomimo perspektywy pierwszej osoby nie poruszamy się swobodnie, lecz po predefiniowanych (acz ukrytych) „klockach”. W końcu boleję nad tym, iż pomimo trudu włożonego przez autorów w oprawę graficzną możemy zapomnieć o jakimkolwiek wykorzystaniu ukształtowania terenu, chociażby poprzez przyklęknięcie za stołem…
Ambiwalentne uczucia wzbudza również sama oprawa. Z jednej strony przypadła mi do gustu muzyka, z drugiej zaś istne zgrzytanie zębów wzbudziło u mnie udźwiękowienie, momentami kojarzące się z tarciem o tablicę. Podobnie grafika – o ile jedne detale potrafią zachwycić, to w innym miejscu nasuwają one pełne zdziwienia skojarzenia z zupełnie niedzisiejszymi sprite’ami.
Conglomerate 451 to niewątpliwie owoc miłości ze strony twórców, którym jednak zabrakło pomysłu na uczynienie ich tytułu wysoce grywalnym, czy też miodnym. Każda kolejna godzina z nim spędzana nie tyle rodzi zachwyt nad niedostrzegalnymi wcześniej „klejnocikami”, co raczej rodzi i powiększa frustrację. W małych dawkach jednak zagrywanie się weń może dostarczyć niemałej przyjemności.
Bardzo dziękujemy serwisowi GOG.com za udostępnienie kodu recenzenckiego w celu umożliwienia powstania niniejszego tekstu - https://www.gog.com/game/conglomerate_451
Autor: Klemens
Tytuł ten przez samych twórców była anonsowana jako przedstawiciel gatunku RPG, lecz już sama obecność tego tekstu na łamach SVV a nie siostrzanego serwisu poświęconego grom fabularnym w istocie ujawnia moją ocenę zaistniałego stanu. W istocie jest to gra niemal w całości nastawiona na rzeczone walki taktyczne, zaś możliwość zwiedzania ulic miasta przyszłości, czy wyboru misji, która się obecnie zajmiemy, to stanowczo zbyt mało by twierdzić, że mamy do czynienia z „odgrywaniem roli”. Rzeczonemu tytułowi znacznie, znacznie bliżej chociażby do takiej serii XCOM niźli Fall
…co samo w sobie nie jest przecież żadną wadą, czyż nie? Początkowo gracz czerpie z obcowania z tą pozycją wiele przyjemności, nie cechuje się ona jakąś specjalną złożonością zasad, stawiane zaś przed nim wyzwania są na tyle realne, iż odczuwa on satysfakcję z właściwie wykonanej pracy. Czasami zhakuje on przeciwnika zadając mu dodatkowe obrażenia, czasami pozyska on dodatkowe dane, czasami uda mu się wrócić z zadania bez wielkich traum i obrażeń po stronie kierowanego zespołu…
…lecz po kilku, góra kilkunastu misjach odczuje on nawet nie zmęczenie, co frustrację mechaniką rozgrywki. Właściwie niemożliwe jest bowiem ominięcie większości starć, możemy zapomnieć o karierze infiltratora, zabawy zaś w hacking szybko okazują się mało urozmaicone i tak naprawdę zbędne, gdyż i tak w przygniatającej większości przypadków rozwiązania siłowe okażą się niezbędne.
Wszystko powyżej dałoby się wybaczyć gdyby nie fakt, że same walki okazują się po prostu nudne. Często sprowadzają się one do ciosu-kontry-rekontry, i tak w koło Macieju, a ich rosnąca trudność jest spowodowana nie większą finezją ze strony przeciwników, lecz ich zwykle lepszymi i wyższymi parametrami. Innych urozmaiceń – poza wyglądem – właściwie brak. Co gorsza, tempo tych starć jest niespieszne, nie da się pominąć żadnych animacji, co jest skrajnie irytujące w sytuacji, gdy już inicjując walkę z uwagi na dysproporcję między zespołami wiadomą, jakim rezultatem się ono zakończy.
Nie da się również ukryć, że szereg innych rozwiązań budzi nawet nie zdziwienie, co zakłopotanie. Dość wskazać na „konsolową” mechanikę zapisu gry, możliwą tylko pomiędzy misjami, ale już nie w ich trakcie. Na uwadze należy mieć również fakt, że w grze tej pomimo perspektywy pierwszej osoby nie poruszamy się swobodnie, lecz po predefiniowanych (acz ukrytych) „klockach”. W końcu boleję nad tym, iż pomimo trudu włożonego przez autorów w oprawę graficzną możemy zapomnieć o jakimkolwiek wykorzystaniu ukształtowania terenu, chociażby poprzez przyklęknięcie za stołem…
Ambiwalentne uczucia wzbudza również sama oprawa. Z jednej strony przypadła mi do gustu muzyka, z drugiej zaś istne zgrzytanie zębów wzbudziło u mnie udźwiękowienie, momentami kojarzące się z tarciem o tablicę. Podobnie grafika – o ile jedne detale potrafią zachwycić, to w innym miejscu nasuwają one pełne zdziwienia skojarzenia z zupełnie niedzisiejszymi sprite’ami.
Conglomerate 451 to niewątpliwie owoc miłości ze strony twórców, którym jednak zabrakło pomysłu na uczynienie ich tytułu wysoce grywalnym, czy też miodnym. Każda kolejna godzina z nim spędzana nie tyle rodzi zachwyt nad niedostrzegalnymi wcześniej „klejnocikami”, co raczej rodzi i powiększa frustrację. W małych dawkach jednak zagrywanie się weń może dostarczyć niemałej przyjemności.
Bardzo dziękujemy serwisowi GOG.com za udostępnienie kodu recenzenckiego w celu umożliwienia powstania niniejszego tekstu - https://www.gog.com/game/conglomerate_451
Autor: Klemens