Zjazd XII

- O! Macie tu nawet bibliotekę!
Słowa Wojmana mówią same za siebie – to właśnie biblioteka okazała się absolutnym numerem jeden w kategorii najbardziej zaskakujących budynków w całej miejscowości. Po krótkim zwiedzaniu i skończeniu przepysznych lodów czekała na nas 40-minutowa przeprawa samochodowa do miejsca docelowego Zjazdu VVeteranów.

* * *


- Witam szanownych VVeteranów!
Tuż po zajechaniu na wiejskie podwórze zostaliśmy przywitani przez nikogo innego jak tatę Klemensa. Nie próbuję się tu rzecz jasna nikomu podlizać, jednak już w kilka chwil po przyjeździe okazało się, że jest to prawdziwy mistrz kuchni – prawdziwy, staropolski bigos w jego wykonaniu okazał się prawdziwym arcydziełem kulinarnym. Nie czekając ani chwili dłużej napełniliśmy swoje żołądki po brzegi i rozpoczęło się wielkie zabijanie czasu.

A jak każdy dobrze wie, nie ma lepszego sposobu na zabicie czasu niż partyjka pokera. Pierwsza z dwóch tak konkretniej, które pojawiły się na tegorocznym Zjeździe. Mniej spektakularna niż ta, która dopiero miała nadejść, do tego w naszych szeregach pojawił się rookie – Wojman uczący się gry w tą znamienitą grę od podstaw. Przebrnęliśmy jednak przez początkowe problemy i z pomocą resztek zapałek znalezionych w gospodarstwie spędziliśmy kilka miłych chwil przy grze.

Nie trzeba było jednak długo czekać na finisz hazardowych zmagań. Zmęczenie powoli dopadało każdego z nas, a na Klemensa czekała jutro rozprawa sądowa. Dodatkowo w planach mieliśmy zwiedzenie kilku kościołów (i nie tylko) oraz... odebranie z dworca czwartego i zarazem ostatniego członka Zjazdu, Ajmdemena. Jednym zdaniem – szykował się dzień pełen wrażeń.

Publiczność na rozprawie sądowej, katolicyzm i prawosławie, Ajmdemen wita w Białej – Zjazd VVeteranów, dzień drugi

- A Panowie to kto?
Chwila konsternacji. W takich właśnie chwilach zaczynacie rozumieć co to znaczy, że czas staje w miejscu dosłownie na ułamek sekundy.
- Yyyy... publiczność – odpowiedziałem niepewnie.
Wraz z Wojmanem usiedliśmy na ławce podczas gdy Klemens wraz ze swoimi klientami skierowali się bliżej sędziego, a konkretniej sędziny. Tak jest drodzy państwo – byliśmy w sądzie. Nie będę jednak ukrywał swojego rozczarowania. Po tylu, jakże emocjonujących odcinkach popularnego w TVNie programu „Sędzia Anna Maria Wesołowska” spodziewałem się prawdziwych zwrotów akcji, nieustannego odgłosu młotka, a nawet kar pieniężnych! Tutaj natomiast klops. Zaledwie kwadrans po wejściu na salę opuściliśmy ją (wciąż bardzo rozczarowani) i wyruszyliśmy na wyprawę po terenach sąsiadujących
z Białą Podlaską.

A zaiste było co oglądać. Starcie – że tak to nazwę – dwóch różnych kultur robi wrażenie. Katolicyzm oraz prawosławie czyli kościoły i kościółki, świątynie, a nawet jeden klasztor – tak w skrócie opisać można co ujrzałem tego dnia. Jako, że wierzący ze mnie żaden, największe wrażenie zrobił na mnie jeden z zakonników klasztornych, a to przez wzgląd na jego zamiłowanie do łamania zasad. Ba! On nie tylko je łamał, ale miał również przygotowany srogi opieprz dla każdego kto owych zasad chciał przestrzegać!

Hunter rzecz jasna kłamie - ten przybytek nie jest ani (typowo) katolicki, ani prawosławny


Po krótkiej wycieczce zawitaliśmy jeszcze na chwilę do naszej bazy wypadowej gdzie czekała na nas niespodzianka – absolutnie fantastyczne, pierniczkowe ciasteczka domowej roboty. Przygotował je dla nas nikt inny jak nasz zjazdowy mistrz kuchni, czyli tata Klemensa. Ponownie nadszedł czas napełnienia brzuchów. Spojrzałem na zegarek.
- Co robimy? Do przyjazdu Ajma jeszcze trochę czasu.
Zdania były podzielone. Podczas gdy Klemens pragnął wybrać się na krótką drzemkę, Wojman wystosował pomysł pogrania w pokera. Pytanie jednak brzmi – czy Klemens skusił się na partyjkę w karty przez wzgląd na prośbę kolegi czy miskę pełną pysznych, cieplutkich jeszcze ciastek, które nie pozwalały mu na zignorowanie ich?

Hunter gotowy na interwencję pograniczników


Gra nie trwała jednak zbyt długo.
- Dobra, idę się jednak chwilę zdrzemnąć chłopaki – Klemens przekazał mi talię kart oraz swoje zapałki, a on sam skierował się do domu (albowiem graliśmy na zewnątrz) na krótką drzemkę. Z racji tego, że w pokera w dwie osoby gra się niezbyt przyjemnie nastał czas totalnego „nic nierobienia”. Nie minęła chwila, a już leżałem na złożonej wersalce w oczekiwaniu na sygnał do wymarszu. Prawdopodobnie sam bym zasnął jednakże tuż przed odejściem do świata sennych marzeń sygnał otrzymaliśmy. Nastał czas przywitać Ajmdemena.

skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz