Zjazd VII

VII Zjazd Sztabu VVeteranów
Na początku chciałbym zaznaczyć, iż nad sprawozdaniem poty wylewały dwie czcigodne osoby - Klemens oraz ja (a właściwie pot to wylewałem ja:)), ażeby sprawozdanie ujrzało światło dzienne w ciekawej formie. Zapraszamy do lektury!

Czcionka koloru brązowego - Klemens

Czcionka koloru zielonego - Perkun

Pomysł miejsca VII Zjazdu Sztabu VVeteranów rodził się w wyjątkowo dużych bólach, niemniej dzięki pomocy przy sprawach organizacyjnych zaofiarowanej przez Krzyśka, kolegę Mandego (któremu pogratulować należy werbunku!) w końcu stało się jasne – tym razem Sztabowicze udadzą się na podbój Pienin, bazą wyjściową dla ich ofensywy będzie Szczawnica (dowcipy o różnicy między kamieniem węgielnym a węglem kamiennym niewskazane)!

Nad Zjazdem jednak właściwie przez cały czas wisiało fatum, a jego pierwszym przejawem była nagła dezercja z szeregów kolejnych i kolejnych vveteranów, a w ostatniej chwili okrutny Los dosiągł także Huntera oraz – o zgrozo! – osoby samego Marszałka!

Ratunek mógł nadejść tylko z jednej strony...


O całej imprezie dowiedziałem się na dniach przed jej ostatecznym terminem. Otrzymałem post od niejakiego Piotra Kociubińskiego – przez chwilę pomyślałem: któż to do cholery jest? Szybki licznik pamięci i już sprawa jasna – Klemens we własnej wirtualnej osobie. Szlachetny w poście prawi, iż szykuje się kolejny Zjazd Sztabu – być może ostatni – że Sztab przechodzi kolejny poważny kryzys, który tym razem może go dobić, że wszystko opłacone, interesują mnie tylko koszty przejazdu, że nie ma dostatecznej liczby chętnych mogących…


(Proszę szanownych czytelników o zwrócenie uwagi na maestrię budowy argumentacji.)

Czy nie jestem zainteresowanym przybyciem? Pomyślałem – co on wypisuje? Pewnie smakuje jakiś cudownych specjałów.;) Sytuacja nieco dla mnie krępująca – wszak od ponad dwóch lat penetruję grobowiec, z dala od spraw Sztabowych, w zasadzie mnie nie ma. Dla Sztabu nie istnieję. Ale ponoć Sztabowiczem jest się na wieki wieków…:)

Żadne „ponoć”!

Co na to Marszałek i takie tam… Ale Klem nie ustępował.:) Hymhmh... góry, Pieniny, nigdy tam nie byłem… Ni to na zasadach Sztabowicza, ni to gościa, ni to obserwatora – jadę! Zobaczy się starych kumpli, pozna nowych,
może na coś się moja osoba przyda… Pociąg z Włocławka miałem o 21:15 i nie uwierzycie kochani czytelnicy – do samego Krakowa cały przedział mój.:) Zatem leżakowanie w różnych pozycjach… W Krakowie byłem około 4:30 i od razu uderzenie do toalety. Kochani czytelnicy– jeżeli tak mają wyglądać miejskie toalety europejskiego miasta… Nic, tylko się pociąć…


Euro za cztery lata...

W Krakowie nie mają innego wyjścia, jak zagonić lokalne władze do roboty! Po wyjściu na powierzchnię – bo kibel pod ziemią – niemal natychmiast natknąłem się na Ajma. Ot, wesoły gość telepał się schodami. Zatem pamięć dobra po trzech latach… Po wyściskaniu szybko dokonaliśmy rozpoznania terenu dworca kolejowego i autobusowego. Łazimy, łazimy – w końcu mówię: „Ajm, trzeba coś zjeść ciepłego, o tej porze, bo inaczej zdechniemy.”;) Do 7:25 jeszcze full czasu. Szukamy jakiejś knajpy, a tu początkowo klęska! Cóż, to dopiero piąta rano… Po około godzinie w końcu dotarliśmy do jakiejś dworcowej speluny i zamówiliśmy szybkie żarcie.;) Czas powoli płynął, jak zwykle rozmowy o Sztabie, wspomnienia… Na dworcu jakieś podejrzane typy wcisnęły nam w ręce święte obrazki, oczekując rekompensaty. Na bezpieczną podróż. Szukałem czegoś w groszach, ale zetka była najniższa. A koleś liczył nas co najmniej 5 zetek… Zaskoczony jego wyraz twarzy… Oj, coś mi nie wyglądał na świętego…:)

Szybko nadeszła pora, aby dołączyć do pozostałych Sztabowiczów, którzy oczekiwali nas na dworcu autobusowym. Nim dotarliśmy, już wyłapałem Klema i Tigiego, którzy również czynili nań kroki. Zabawiliśmy się i nie ujawniliśmy swoich person – śledzimy Sztabowiczów:) Niestety na dworcu tak się wpakowaliśmy, że nie sposób było się na nich nie nadziać.

Perkun, Perkun, to trzeci nasz wspólny zjazd, a JA miałbym nie znać Twych zwyczajów?:)

Szybkie powitania i Klem pogania. Na przystanku już oczekuje Mande i Krzysiek – nasz przewodnik po Szczawnicy i okolicach. Zatem jest ostateczna szóstka.;) Ładujemy się do autobusu i jazda! Po dotarciu do Szczawnicy– taak… przepiękne krajobrazy… nie trzeba uciekać do Egiptu, aby łyknąć przygody… Ruszyliśmy Sztabowym krokiem do miejsca zakwaterowania. Idziemy, a tu coraz bardziej pod górę. I kiedy myślałem, że to już tu – jeszcze te cholerne schody, które miały stać się dla nas cichym przekleństwem po długich eskapadach.;)

skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz