Wasilij Grossman - Życie i los

Niedawno zachwycałem się na sztabowych łamach krótką, acz niezmiernie treściwą książką autorstwa Wasilija Grossmana, zatytułowaną „Wszystko płynie”, stanowiącą istny rozrachunek twórcy z sowiecką przeszłością, z fałszywym fundamentem, na którym został zbudowany Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, tyleż internacjonalistycznym, co czarnosecinnym, rzekomo egalitarystycznym, a w istocie tworzącym nowe społeczeństwo niewolnicze. Pozycja ta stanowiła znakomity przykład arcydzieła form krótkich, siłą rzeczy musi być odmienną „Życie i los”, powieść tego samego autora o zupełnie odmiennej, bo znacznej objętości.
Gdyby wszakże czytelnik miał jakiekolwiek wątpliwości co do tożsamości autora, to już po lekturze kilku zdań winien się ich wyzbyć całkowicie. Nie jest to jednak kwestia samego stylu – choć ten ma jak najbardziej oryginalny i rozpoznawalny charakter – lecz nade wszystko zainteresowań frapujących rosyjskiego pisarza, sposobu przedstawiania przezeń motywacji kierującej postaciami, ich sposobu zachowywania się, ich rozterek i wątpliwości. Co prawda dla współczesnego czytelnika niektóre z nich mogą się wydawać zupełnie przebrzmiałe – cóż, czas jest niewątpliwie wielką siłą – acz niestety inne wzbudzają jeszcze większe przerażenie swoją aktualnością.

Pierwotnie autor zamierzał nadać swemu życiowemu dziełu tytuł „Stalingrad”, od stwierdzenia do którego faktu celem wzbudzenia ekscytacji u czytelnika winienem zacząć. Straszny los tego nadwołżańskiego miasta, jego mieszkańców, a także obrońców – ale i najeźdźców! – pobudzał wyobraźnię i emocje całych społeczeństw i narodów tak już w czasie walk, jak również wiele dekad później. Co specyficzne, na taką nazwę nie pozwoliły okoliczności polityczno-narodowościowe (czyt. żydowskie pochodzenie autora i antysemicki kurs obierany przez partię).



Zaiste dobrze się stało! Spektrum wydarzeń przedstawianych przez autora jest bowiem znacznie szersze, ba, miłośnicy batalistyki mogą się poczuć rozczarowani, w przypadku zaś bardziej „militarnego” tytułu mogliby zaś poczuć się wręcz oszukani. Czytelnikowi dane bowiem jest spędzić całkiem dużo czasu tak na radzieckich tyłach, obserwując formowanie się jednostek, które miały odegrać kluczowe role przy okrążaniu niemieckiej 6. Armii czy choćby „poczęcieR
21; sowieckiego programu jądrowego, ale także i za linią frontu – czy to w obozach jenieckich, gettach, a nawet w drodze do komór gazowych… Autor niezwykle dobitnie pokazuje, iż wojna nie toczy się wyłącznie na froncie…

Nie oznacza to jednak wcale, że czytelnikowi w ogóle nie będzie dane powąchać prochu – a i owszem, zdarzy mu się umykać przed kulami snajperów, wysłuchać opowieści strzelców wyborowych, i to nie tylko te chwalebne Wasilija Zajcewa, dane będzie mu się kulić pod ostrzałem ciężkich dział artyleryjskich, a także brać udział w walkach na saperki. Nie one wszakże stanowią esencję niniejszej pozycji, raczej oczekiwanie na ofensywę nieprzyjaciela, zabójczy strzał zza węgła.

Tragedią narodów zwartych w morderczym uścisku Wielkiej Wojny Ojczyźnianej niejednokrotnie było to, iż większy strach od przeciwnika budziły własne formacje policyjne, wspomagane przez donosicieli, którymi mogli być dosłownie wszyscy. Znakomicie widać to na przykładzie sowieckich bohaterów, którzy właściwie po każdym odważniejszym słowie zastanawiają się, czy aby nie pozwolili sobie na zbyt dużą zuchwałość i jak tu zademonstrować propaństwową i lojalistyczną postawę. W książce nie brakuje przykładów, gdy widmo śmierci z ręki wroga wręcz wyzwalało od nieustannego strachu dnia codziennego w totalitarnym państwie.

Nie sposób omówić choćby wyrywkowo wszystkich poruszanych przez Grossmana zagadnień – strasznego losu ludności żydowskiej, istnego fatum wiszącego nad nią, rozważań o wolności i państwowości rosyjskiej, sposobu łamania człowieka, a nawet „zwykłej” miłości. Przez wszystkie jej akapity, słowa przebija jednak smutek właściwy dla człowieka niezwykle boleśnie doświadczonego przez życie, który nawet pozwalając sobie na humor preferuje ten niezwykle czarny, wręcz wisielczy. Co jednak niezwykłe, temu smutkowi towarzyszy jakieś tajemnicze piękno, zadziwiający pokój ducha. „Życie i los” to książka naprawdę niezwykła, wręcz magiczna!

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz