Opowiadanie Do Konkursu Carpe Diem

Gdy się obudziła, mogła przełykać tylko suche powietrze. Ale naszło ją olśnienie. Przecież można używać nóg do odwalania kamieni.
- Gerik! - krasnolud obudził się i popatrzył mętnym wzrokiem, gdzieś za nią. - Gerik! Wpadłam na pomysł! Wiem jak możemy się stąd wydostać.
- Jak. - zakaszlał, wypluł flegmę i spojrzał się na Verę. - Powiedz mi jak możemy się stąd wydostać.
- Będziesz nieodzownym ogniwem w tym planie.
- Mów jaki to pomysł. - zniecierpliwionym głosem odwarknął Gerik.
- Wejdziesz na tą górę. - wskazała palcem na górę kamieni zaprzesz się rękami o sufit i przebierając nogami, będziesz zrzucał kamienie niżej.
- Spróbujmy.
Gerik wdrapał się na górę, stanął ostrożnie, przycisnął dłonie do stropu i wyrzucił nogi do przodu, wypychając sterty kamieni. Szeroko się uśmiechnął i powtórzył czynność.
- Ty masz głowę, Vera. Zaraz się stąd wydostaniemy i... - zakaszlał - napoimy. - westchnął mówiąc ostatnie słowo. Pełem nadziei i dodatkowego zapału zwalał całe sterty kamieni pod siebie, kamienie leżące wyżej spadały niżej, czyniąc wąski przesmyk. Krasnolud nagle przestał i nadstawił ucha.
- Co się stało? - spytała się Veronica, z nieukrywanym zaciekawieniem.
- Ciszej! - Gerik machnął ręką, by się uciszyła - zamilkła natychmiast.
- Mów. - wymruczała.
- Daj pochodnię. Szybko. - Veronica wyjęła pochodnię z rączki na ścianie i podała Gerikowi. Krasnolud podstawił pochodnię do najgłębszego miejsca wnęki, natychmiast odrzucił ją na bok i zaczął przebierać rękami, nie przejmując się bólem w każdej części ciała. Twarz Veronici, rozjaśnił bla

sk błyskawicy, a ona schowała twarz w ręce i rozpłakała się ze szczęścia. Krasnolud z dumą wypisaną na twarzy wybierał kamienie i przygotowywał przejście na zewnątrz. Po chwili krasnolud z, zachlapaną deszczem, twarzą podszedł do Veronici, objął ją w pasie i popchnął do wyjścia.
Była noc, pioruny rozjaśniały niebo. Niemrawo, niezgrabnie młoda kobieta wyczołgiwała się przez mały otwór. Podniosła swoje przekrwione oczy do nieba i zachwycała się świeżością deszczu padającego na jej twarz. Gdy wyszła cała i pewnie stała na gruncie obok zwaliska, wzniosła ręce ku niebu i wykrzyczała:
- Dzięki bogom! - upadła na twarz i pocałowała skalistą ścieżkę. Za nią wyszedł Gerik. Splunął w przejście, kopnął kilka kamieni, które były najbliżej jego zniszczonego buta i, niemając sił, sturlał się na ścieżkę, z góry głazów. Wstał, podszedł do dziewczyny, objął ją i powiedział:
- Dokonało się. - kończąc słowa, całe jego ciało, objął zimny, niebieski płomień. Jego ciało wzniosło się ku niebu. Gdy było pięć metrów nad ziemią, zatrzymało się, nabrało impetu i wbiło się w ziemię, ryjąc dziurę do Ellysium. A w głowie Veronici rozbrzmiewał głos - poradzisz sobie, bądź silna.
Veronica rozglądała się otępiała, nie bardzo rozumiejąc co się stało. Zobaczyła topór Gerika leżący obok niej. Patrząc na niego, podniosła go i zrozumiała. Szła przed siebie z toporem w garści, zlizywując deszcz ociekający z twarzy. W dudnieniu grzmotów nie słyszała skradającego się nieprzyjaźnie goblina, który szedł dziesięć metrów za nią.

Kuba Ryniecki
milosz.r@klub.chip.pl



Autor: Kuba Ryniecki
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz