Może dajmy sobie spokój z prezentami?

Żeby dopełnić obraz kupującego, należy też rozważyć źródła finansowania prezentów. Nie ma problemu, jeśli są to środki własne (np. oszczędności). Sytuacja robi się skomplikowana w sytuacji, gdy w do gry wchodzi finansowanie dłużne, czyli kupowanie prezentów na kredyt. W takim wariancie istnieje realne ryzyko systemowe, jeśli zjawisko to robi się powszechne. Mam tu na myśli nadwyżkę konsumpcji nad dochodami, przy czym jej głównym (znaczącym) czynnikiem są wydatki na prezenty. Sytuacja ta jest wyjątkowo wysublimowana i prawdopodobnie szanse jej wystąpienia są niewielkie. Wystawia jednak gospodarstwa domowe na dodatkowe ryzyko, którego przeciętny obdarowujący nie bierze pod uwagę, gdyż tworzy się ono dopiero na poziomie systemowym. Innymi słowy, nikt nie przejmuje się tym, że biorąc kredyt konsumpcyjny zwiększa ryzyko niestabilności w sektorze finansowym; co więcej – banki również zdają się nie przejmować tym, dopóki widzą szanse na ponadprzeciętne zyski. Tutaj idea dawania prezentów załamuje się, gdyż masowe kupowanie podarunków na kredyt może (w sytuacji skrajnej) zagrażać podstawom egzystencjalnym ludzi (na przykład w formie utraty miejsc pracy w czasie kryzysu wzmocnionego dużym zadłużeniem prywatnym gospodarki).

Pozostaje jeszcze sprawa odpowiedzi na pytanie: dlaczego tak właściwie zależy nam na otrzymywaniu prezentów? Skoro w zgodnej opinii przytłaczającej większości ludzi za pieniądze będące równowartością podarunków lepiej zaspokoilibyśmy nasze potrzeby, to dlaczego wciąż ta tradycja istnieje? Odpowiedź na to pytanie częściowo już padła przy okazji rozważań nad modelem racjonalnego konsumenta. Otóż dostając prezent, mamy znacznie więcej niż tylko dane dobro; otrzymujemy pakiet emocji, uczuć, wspomnień. Mogą one się przełożyć na podtrzymanie lub rozwinięcie relacji międzyludzkich, a na pewno dostarczają wiele radości i szczęścia. Można podejrzewać, że bez instytucji prezentu, liczba par z dziećmi byłaby mniejsza, co wpływa negatywnie
na zasób siły roboczej w gospodarce. Może też dzięki prezentom więcej ludzi mieszka pod jednym dachem, co znacząco obniża koszty życia jednostki i przyczynia się do poprawy efektywności gospodarki. Całkiem możliwe też, że dzięki prezentom mniej małżeństw bierze rozwody, co może przekładać się na lepszą kondycję psychiczną wychowywanego potomstwa oraz samych małżonków, a to z kolei zmniejsza wydatki w systemie ochrony zdrowia na leczenie zawałów serca u zestresowanych mężów, depresji u sfrustrowanych żon oraz zmniejsza szansę że dzieci poszukają „szczęścia” w używkach co ciągnie za sobą kolejne skutki. I tak dalej można by wymieniać mniej lub bardziej prawdopodobne skutki wręczania prezentów. Powyższe przykłady, choć trochę nietypowe, mają za zadanie pokazać ogromną złożoność społeczeństwa w jakim żyjemy.

Czy powinniśmy zatem zrezygnować z tradycji obdarowywania się? Za takim rozwiązaniem przemawia wiele argumentów stricte ekonomicznych – kupowanie prezentów to na przykład strata czasu i nieefektywne wykorzystanie pieniędzy. To może zamiast prezentów rzeczowych lepiej dawać pieniądze w imię wzrostu gospodarczego i ekonomicznej efektywności?
Gdzieś w tych rozważaniach gubi się człowiek i jego działanie – ludzkie, a nie mechaniczne, efektywne, optymalne czy jakiekolwiek inne. Celem życia człowieka jest szczęście – przekłada się to również na jego decyzje ekonomiczne. Dajemy prezenty bo chcemy być szczęśliwsi – mieć poczucie że robimy coś dobrego dla innych, cieszymy się też szczęściem obdarowanych. Z tego samego powodu też oczekujemy prezentów – dowód pamięci i troski o nas uszczęśliwi każdego.

Czysto ekonomicznie można zaś stwierdzić, że koszty alternatywne decyzji o kupnie podarunku są bardzo wysokie i wiążą się ze strasznymi konsekwencjami – nawet sięgającymi podstaw naszego człowieczeństwa. Kupujmy więc prezenty, bo w ostatecznym rozrachunku tracimy w każdej innej sytuacji.

Autor: Mande
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz