Może dajmy sobie spokój z prezentami?

Wokół codziennych ludzkich czynności (oraz tych mniej codziennych, lecz w dalszym ciągu ludzkich) narosło przez wieki mnóstwo rytuałów, zasad, przesądów i wierzeń. Z punktu widzenia jednostki jest to całkiem normalne i w zasadzie stanowi o naszym człowieczeństwie. To „ludzkie” zachowanie odróżnia nas od zwierząt. Natomiast ekonomicznie (w ujęciu klasycznym) rzecz biorąc, jest to niewątpliwie marnotrawstwo cennych i ograniczonych zasobów. Zdarzenia te (i wiążące się z nimi działalności ekonomiczne, jak np. konsumpcja) istnieją tylko z powodu istnienia subiektywnych, nieracjonalnych potrzeb i są najczęściej niezrozumiałe dla zewnętrznego obserwatora – racjonalisty. Przykładem takiego rytuału jest zwyczaj dawania prezentów właśnie. Przy wyjściu poza model racjonalnego konsumenta – homo oeconomicus – da się jednak zauważyć, że niekoniecznie prezenty są bezsensownym wymysłem ludzkości, lecz odpowiadają na potrzeby których nie obejmuje klasyczne podejście do konsumenta. Odrzucając ograniczenia modelu oraz biorąc pod uwagę ludzkie działanie, zbliżamy się bardziej do rzeczywistości i zwyczaj dawania prezentów nabiera sensu.
Na początku zastanówmy się, dlaczego przy okazji dawania prezentów mówi się o marnotrawieniu wysiłku gospodarczego.

Sama instytucja prezentów istnieje chyba „od zawsze”. Jednakże do niedawna asortyment przedmiotów mogących służyć za prezent, był dość ograniczony. Gospodarka preindustrialna wytwarzała dobra albo takie które z dużym prawdopodobieństwem można było uznać za potrzebne przeciętnemu obdarowanemu, bądź też kosztowności, które z racji swojej rzadkości były dość płynne i często pełniły rolę środka wymiany. Patrząc więc z ekonomicznego punktu widzenia, trudno zauważyć tu marnowanie czynników produkcji – gospodarka zaspokaja potrzeby ludzi (w ramach swoich ograniczonych możliwości). Sytuacja zaczyna się radykalnie zmieniać wraz z postępującą industrializacją. Pojawienie się masowego dostępu do bardzo tanich dóbr zaburzyło dotychczasową, w miarę nieszkodliwą, istotę prezentów. Obecna gospodarka charakteryzuje się tym, że jest w stanie wyprodukować ogromne ilości dóbr, które są tak różnorodne i zindywidualizowane, a dostęp do nich tak powszechny, że prezent już nie zawsze odpowiada na potrzeby obdarowanego. W zasadzie do rzadkości należy sytuacja w której prezent jest trafiony. Czyli rzeczywiście, w klasycznym ujęciu prezenty są niepotrzebnym wydatkiem, który w innej formie i tej samej wysokości lepiej zaspokoiłby potrzeby ludzi. Innymi słowy, wydatki na prezenty zaburzają efektywność działania gospodarki, którą definiuje się przecież jako zdolność do optymalnego zaspokajania potrzeb ludzi. Skoro prezenty nie dają optymalnej użyteczności obdarowanym, to ewidentnie przyczyniają się do powstawania zaburzeń w strukturze produkcji globalnej, a stąd już tylko krok do sytuacji kryzysowej i wahań koniunkturalnych. Na szczęście, historia milczy na temat kryzysów „prezentowych”. Prawdopodobnie przyczyną takiego stanu rzeczy jest m.in. to, że nie ma takiego dobra jak „prezent” – tą wspólną nazwą można określić niemal wszystko; i być może właśnie dlatego nie jest nam dane rozważać recesji wywołanych niespodziewanymi decyzjami przy zakupie prezentów. Po prostu owo wypaczenie strumienia popytu rozkłada się bardzo równomiernie i nie ma istotnego wpływu na żadną gałąź gospodarki.

Pozostawienie problemu zaspokajania potrzeb w takiej formie silnie wypaczyłoby rzeczywisty obraz sytuacji. Należy zwrócić uwagę na fakt, że obdarowujący zaspokaja swoją potrzebę – kupna prezentu i wręczenia go drugiej osobie. Czy więc w tej sytuacji mówienie o marnotrawstwie jest naprawdę uzasadnione? Przecież potrzeba została zaspokojona, a z powodu swej subiektywnej natury trudno jest nam przeprowadzić szczegółowe wartościowanie – być może dla kogoś danie prezentu jest dalece ważniejsze i potrzebniejsze niż wyjście do kina, zjedzenie obiadu, bądź kupno samochodu. Nie jesteśmy w stanie racjonalnie uzasadnić wyższości jednej potrzeby nad drugą – są one wyłącznie subiektywne i jedyne co nam pozostaje to zaakceptować dany stan rzeczy.

Obdarowujący kupuje konkretne dobro wytworzone przez gospodarkę, które ma określoną cenę i realizuje swoją potrzebę obdarowania kogoś. Nie korzysta bezpośrednio z tego dobra (prezentu), więc jego zadowolenie wynika tylko z aktu obdarowania i to ono rekompensuje wydatek pieniężny.
/> W przypadku obdarowanego, sytuacja również nie jest prosta. Prezent nie ma ceny (obdarowany nie powinien się nawet dowiedzieć ile prezent kosztował – po to przecież usuwa się metki i odkleja ceny z opakowań) i dlatego jego wartość dla obdarowanego jest czysto subiektywna. Wynika ona z użyteczności otrzymanego prezentu oraz – co równie ważne - satysfakcji wynikającej z obdarowania. Przecież tak często można spotkać się z sytuacją, gdy jakaś drobnostka warta obiektywnie kilka złotych jest dla kogoś bezcenna. Wartość ta konfrontowana jest z oczekiwaniami i na tej podstawie obdarowany ocenia, czy prezent jest trafiony.
Klasyczna ekonomia sprowadza problem oceny sensowności zwyczaju dawania prezentów do porównania ceny zakupu prezentu i jego subiektywnej wartości oszacowanej przez obdarowanego. Jak widać, ułomność tego modelu wynika z braku narzędzi umożliwiających operowanie na danych nieliczbowych, takich jak na przykład uśmiech babci otrzymującej bukiet kwiatów 21 stycznia. Trudno przypisać mu konkretną wartość, poprzez którą dałoby się ocenić stopień zaspokojenia potrzeby akceptacji i uznania babci, a następnie porównać z kosztem zakupu prezentu.

Decyzja mająca znaczne reperkusje ekonomiczne leży bezsprzecznie po stronie kupującego prezent, więc pozwolę sobie się skupić na właśnie jego motywach postępowania oraz skutkach jakie ono rodzi.

Osoba, która chce obdarować kogoś drugiego, robi to po części z przymusu społecznego, a po części z czystej potrzeby serca. Im więcej tego drugiego czynnika, tym lepiej – bo w końcu wszystkim nam zależy na prawdziwych, szczerych prezentach. Jednak niezależnie od pobudek, kupujący musi poświęcić czas, nerwy i pieniądze na kupno pożądanego dobra. A wybór prezentu nie jest sprawą prostą, przy założeniu że kupujący stara się jak najbardziej dopasować podarunek do potrzeb (gustów) obdarowywanego. Z pewnością poświęcone w tym procesie zasoby mógłby spożytkować inaczej – na przykład pracując zawodowo, a jako prezent dać pieniądze, bądź całkowicie zrezygnować z prezentu. Zobaczmy jakie skutki miała by taka decyzja.
Dzisiaj coraz powszechniejsze jest dawanie w prezencie pieniędzy, zamiast prezentów rzeczowych. Ten, który daje prezent ma wtedy podwójnie ułatwione zadanie – nie musi się trudzić szukaniem prezentu oraz nie ma problemu, że prezent nie trafi w gusta szczęśliwca który ma go otrzymać; ostatecznie przecież nikt nie ma tyle pieniędzy, by nie cieszył się z (nie)spodziewanego przypływu gotówki. Przy niektórych okazjach jest to akceptowana społecznie praktyka (w rozumieniu: obdarowanemu obojętne jest co dostanie), a jeśli tak, to trzeba z całą mocą stwierdzić, że jest pożądana z ekonomicznego punktu widzenia. Problem znów jednak leży w czynniku ludzkim – tak naprawdę każdemu z nas zależy bardziej na prezencie spersonalizowanym, niespodziewanym i bardzo rzadko zdarza się okazja w której obdarowywanemu jest wszystko jedno czy dostaje prezent rzeczowy czy pieniężny. Taka sytuacja – mimo że w zasadzie optymalna – jest więc wariantem głównie teoretycznym. Pieniądze podarowane z okazji urodzin z pewnością znaczą mniej niż zindywidualizowany prezent za nie kupiony, nawet kosztem utraty użyteczności z niego (w związku z nieidealnym trafieniem podarunku).

skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz