Lothar-Günther Buchheim - Okręt
Polskiemu czytelnikowi przyjdzie zaś dodatkowo zmierzyć się z niełatwym – bo dlań kompletnie niecodziennym – trudem utożsamienia się z niemieckim soldatem, obecnym w masowej wyobraźni raczej jako maszyna do zabijania niźli człowiek z krwi i kości. Opowieść bowiem koncentruje się wokół jednej z łodzi podwodnych – tak, tych demonicznych „wilków” polujących na „owce” z konwojów zasilających aliancki trud wojenny.
Historia jest snuta z perspektywy pierwszoosobowej, ma po części konstrukcję pamiętnikarską, nasze alter ego jest jednym z członków załogi, choć przez całą opowieść właściwie nie poznajemy jego stopnia wojskowego ani roli na okręcie. Z jednej strony bowiem jest on rozmówcę kapitana i stałym gościem na mostku, uprawnionym do wstępu do mesy oficerskiej, z drugiej zaś nawiązuje kontakty z najbardziej szeregowymi marynarzami, odwiedzając ich nawet w miejscu służby.
Lektura
wywołuje po części skojarzenia z „Moby Dickiem”, autor bowiem postanowił nade wszystko przedstawić dole i niedole podwodniaków, w najbardziej trywialnych sytuacjach. Poznajemy więc emocje towarzyszące przesiadywaniu w porcie w oczekiwaniu na odkomenderowanie, zaznamy służby na pomoście, w czasie pogody i niepogody, nasłuchamy się świńskich dyskusji, nacierpimy się nad monotonnym jedzeniem i w niewygodnej koi.
Najmniej w książce jest opowieści o samych działaniach zbrojnych, które w istocie stanowią wyjątek we wszechotaczającym morzu nudy. Te zaś przedstawione są – jak całość zresztą – wysoce realistycznie, bez patosu właściwego dla hollywoodzkich filmów czy opowieści weteranów snutych po latach. Nawet wydarzenia niecodzienne nie są pozbawione psychologicznego prawdopodobieństwa.
„Okręt” jest książką dojrzałą i adresowaną do czytelnika wyczulonego na niuanse. Podczas lektury winien on sobie uświadomić beznadzieję towarzyszącą każdemu dniu służby pod wodą, przy czym trudno, by rzeczoną monotonię przedstawić w sposób bardziej zajmujący niż uczynił do Buchheim. Jest to opowieść o czasach bezpowrotnie minionych, lecz i niezmienności ludzkiej natury.
Autor: Klemens
Historia jest snuta z perspektywy pierwszoosobowej, ma po części konstrukcję pamiętnikarską, nasze alter ego jest jednym z członków załogi, choć przez całą opowieść właściwie nie poznajemy jego stopnia wojskowego ani roli na okręcie. Z jednej strony bowiem jest on rozmówcę kapitana i stałym gościem na mostku, uprawnionym do wstępu do mesy oficerskiej, z drugiej zaś nawiązuje kontakty z najbardziej szeregowymi marynarzami, odwiedzając ich nawet w miejscu służby.
Lektura
Najmniej w książce jest opowieści o samych działaniach zbrojnych, które w istocie stanowią wyjątek we wszechotaczającym morzu nudy. Te zaś przedstawione są – jak całość zresztą – wysoce realistycznie, bez patosu właściwego dla hollywoodzkich filmów czy opowieści weteranów snutych po latach. Nawet wydarzenia niecodzienne nie są pozbawione psychologicznego prawdopodobieństwa.
„Okręt” jest książką dojrzałą i adresowaną do czytelnika wyczulonego na niuanse. Podczas lektury winien on sobie uświadomić beznadzieję towarzyszącą każdemu dniu służby pod wodą, przy czym trudno, by rzeczoną monotonię przedstawić w sposób bardziej zajmujący niż uczynił do Buchheim. Jest to opowieść o czasach bezpowrotnie minionych, lecz i niezmienności ludzkiej natury.
Autor: Klemens