Horyzont

Warto zauważyć, że takie pojmowanie wolności – jako ludzkiego odczucia, konstruktu czysto psychologicznego, mieści w sobie (przynajmniej częściowo) to, co zwykle jest nazywane „wolnością od” i „wolnością/prawem, do”, choć oczywiście określenia te nie pokryją się całkowicie ze względu na odmienną jakość. Nie jest po prostu istotne czy na drodze do czegoś, czego pragniemy stoi jakaś przeszkoda, czy „brakuje mostu”. Przykładowo: osoba żyjąca w demokratycznym państwie prawa, gdzie presja społeczna – powiedzmy – nie jest drastyczna, będzie uznawana na ogół za wolną – pod warunkiem, że jest na tyle zaradna/szczęśliwa, aby potrzeby czysto biologiczne nie determinowały wbrew jej „woli” postępowania. Innymi słowy – nawet najbardziej liberalny system normatywny (w rozumieniu: zapewniający szeroką „wolność od”) nie zapewni wolności – nazwijmy ją w ogóle – osobie, która, aby przeżyć, musi pracować w warunkach, które są w jej mniemaniu upokarzające. Ważne jest jej przekonanie: osoba, którą nauczono ciężko pracować, nie będzie się sprzeciwiać swojemu losowi dopóty, dopóki nie pozna alternatywy. Pogląd ten koresponduje z funkcjonującym w psychologii społecznej terminem deprywacji relatywnej. Tylko ona, w odróżnieniu od deprywacji „zwykłej”, rodzi frustrację. Pozostaje więc uzupełnić definicję tę o wymiar emocjonalny – jest ona także pewnym pozytywnym stanem psychicznym po zaistnieniu ww. przesłanek. Moje stanowisko zatem jest bardzo zbliżone do myślenia Johna Stewarta Milla: miarą prawdziwej wolności jest ostateczny skutek dla ludzkiego samopoczucia. To, co jeden widzi jako ”A”, dla innego może oznaczać „pół A” lub nawet „B”, o ile ktoś nosi takie akurat okulary.

Nie należy – moim zdaniem – obawiać się takiego zrelatywizowania moralności (to wszakże też system normatywny), gdyż właśnie owo kryterium ludzkiego cierpienia/przyjemności, czy też – bardziej ogólnie – samopoczucia jednostki pozostaje – w moim przekonaniu – najlepszym punktem wyjścia dla oceny jakichkolwiek norm. Silny opór wobec tak „niewzniosłej’ wartości bierze się, jak sądzę, z obecnego w kulturze silnego przywiązania do idealizmu (postaram się rozwinąć jeszcze zagadnienie przydatności w kontekście użyteczności). Jednak głębszy namysł skłania do uznania takiego rozwiązania; jest ono jednakowoż bardziej charakteru formalnego niż merytorycznego, tzn. nie tyle jest to jakaś wartość sama w sobie, co raczej sprawny probierz. Nie twierdzę też, że kolejne zinternalizowane standardy są identyczne, tj., że przekonanie na temat drużyny piłkarskiej i przekonanie z zakresu moralności są zapisami w mózgu o jednakim charakterze, a różnej jedynie treści. Sądzę, że choć jakościowo są rzeczywiście takie same (wszystko sprowadza się do biologii), ich zakres oddziaływania i znaczenie dla kształtu ludzkiej osobowości – znacząco inne, choćby ze względu na koneksje emocjonalne.

Jedno ma znaczenie incydentalne i realizuje się w kilku jedynie sytuacjach (wpływa na ocenę tematów związanych ze sportem), drugie – przenika (choćby na zasadzie analogii lub ze względu na potrzebę spójności systemu przekonań) całą niemal osobowość.

Jeszcze jedna kwestia pozostaje tu do omówienia. Już John Stewart Mill twierdził, że „Człowiek wolny powinien tylko w takim stopniu ograniczać swoją wolność, w jakim ona przeszkadza innym”. Zdanie to podzielał oczywiście Locke, który mówił o nim nawet w szerszym zakresie: „A zatem wszyscy mają powstrzymywać się od naruszania uprawnień innych, od wyrządzania drugiemu krzywd i przestrzegać prawa natury, które nakazuje pokój i zachowanie całego rodzaju ludzkiego”. Innymi słowy – gdzie zaczyna się wolność drugiej jednostki, kończy się wolność innej. Choć brzmi to prosto, już po krótkiej refleksji nad dowolnym przykładem natkniemy się na spore komplikacje.

Po pierwsze działanie człowieka odbywa się na wielu płaszczyznach – można je oceniać pod względem co najmniej kilku/kilkunastu „wartości”. Ujmując to schematycznie – zakres każdej z tych wartości nie będzie się na ogół kończył w tym samym miejscu, co innej, też branej pod uwagę w określonej sytuacji. Przywołany wyżej przykład manifestacji będzie naruszał czyjeś prawo własności (przypuszczam, że zwykle nie obchodzi się bez szkód, choćby z tytułu zablokowania miasta), czyjś domowy spokój, czyjeś poczucie tzw. „dobrego smaku”. Z kolei zaniechanie takiego wyrazu swojego zdania naruszyłoby wartości o trochę wyższym stopniu ogólności i znaczeniu dla ogółu, jak np. wolność wyrażania poglądów, a także wartości o wymiarze bardziej praktycznym, jak groźba niekorzystnych, jednostronnych rozwiązań w przygotowywanym akcie normatywnym.

Mało tego, ów zakres poszczególnych wartości nie jest czymś stałym i niezależnym od sytuacji jednostki, która akurat zbliża się do jego granicy. Przykładowo: ogromny czarny i kudłaty, choć o sympatycznym usposobieniu, pies nie jest na ogół łaskawie postrzegany przez sąsiadów. Gdyby jednak był on pomocą terapeutyczną, której używa rodzina, aby pomóc bardzo choremu dziecku, sytuacja miałaby się nieco inaczej. Podkreślić należy, że nie samo to, że dziecko jest chore przesądza o łaskawszym spojrzeniu na zwierzaka przez sąsiadów, ale ma spore znaczenie natężenie owej dolegliwości. W przypadku lżejszej – łatwiej by było odszukać i sformułować sąsiadom argumenty przeciwko „maskotce”.

Nakreśliłem zasadnicze problemy związane z pojmowaniem wolności. Jak wyżej wspomniałem, sądzę, że chęć ich rozwiązania, mniej lub bardziej uświadamianych, przebija przez koncepcje wielu myślicieli. Oczywiście nie tylko wolność była ideą, na tle której kreślono szkice państwa. Towarzyszyły jej np.. równość, braterstwo czy też sprawiedliwość. Przypuszczam jednak, że mimo niedookreślenia tego pojęcia, same źródła wielu koncepcji biją nieopodal kwestii, które z wolnością blisko wiązano lub wręcz obejmowano jej mianem.

Horyzont

skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz