Imponująca skala inwestycji w Epic Store. Deweloperzy dostają miliony

Dzięki dociekliwości jednego z użytkowników forum ResetEra poznaliśmy kwoty, jakie Epic Games płaci twórcom gier za czasową wyłączność na sprzedaż w swoim sklepie.

Jakiś czas temu użytkownik o ksywce Remachinate zainwestował za pośrednictwem platformy Fig w produkcję gry Phoenix Point, której deweloperzy w marcu bieżącego roku zdecydowali się sprzedawać ją w Epic Games Store. Wyłączność na dystrybucję tylko w tym sklepie ma trwać rok.

Choć Phoenix Point dzieli od premiery jeszcze kilka miesięcy i co za tym idzie, nie sprzedano choćby jednej kopii gry, w zeszły piątek Remachinate otrzymał informację z Figa, że jego inwestycja zwróciła się już w 191%. Wiadomość ta, w połączeniu z danymi, jakie udostępnia Fig, pozwoliła dość dokładnie oszacować, ile firma Epic Games zapłaciła za wyłączność na sprzedaż Phoenix Point.

Generalnie rzecz ujmując, w 2017 roku deweloperzy ze studia Snapshot Games wyłożyli ze swojej kieszeni 500 tysięcy dolarów i ruszyli ze zbiórką, po to by uzbierać drugie 500 tysięcy. Założono wówczas, że aby wyjść na zero, należy sprzedać 48.033 egzemplarze gry w cenie 34,99 dolara każda. Daje to 1.680.675 dolarów przychodu, a po odliczeniu 30%, marży dla Steama i kolejnych 15% dla Figa, otrzymujemy zainwestowany milion. Jeżeli teraz weźmiemy pod uwagę to, że podział zysków pomiędzy studiem Snapshot Games a Figiem i grupą inwestorów/graczy ustalony został na 50/50, a inwestorzy właśnie zostali poinformowani o 191% zwrocie z ich półmilionowej inwestycji, to powinno im zostać wypłacone 955 tysięcy dolarów. Uwzględniając tantiemy Figa dochodzimy do 1.123.529 dolarów, a dodając do tego drugą połowę, jaka należy się studiu Snapshot Games, otrzymujemy 2.247.058 dolarów. Jest to przybliżona, minimalna kwota, jaką Epic Games zapłaciło za czasową ekskluzywność Phoenix Point, gdyż musimy jeszcze uwzględnić szereg uproszczeń w powyższych wyliczeniach, jak i fakt, że w 2017 roku zebrano nie 500, a ponad 700 tysięcy dolarów.

Jeżeli weźmiemy teraz pod uwagę fakt, że Epic Games wyłożyło ponad dwa miliony dolarów w ciemno na grę strategiczną autorstwa raczej mało znanego studia, której jedyną gwarancją jakości jest postać Juliana Gollopa (ponad dwie dekady temu stworzył m.in. Laser Squad czy UFO: Enemy Unknown), i spojrzymy na ponad dwadzieścia kolejnych tytułów wziętych pod skrzydła Epic Games Store, wśród których znajdują się takie znane gry jak Anno 1800, Metro Exodus czy Borderlands 3, to mówimy o ponad 50 milionach inwestycji w ciemno. Dodajmy do tego kolejne pieniądze, które poszły na rozdawanie gier za darmo za pośrednictwem Epic Games Store i naszym oczom ukazuje się niemały wodospad pieniędzy, jakie wtłaczane są w nowy projekt twórców popularnego silnika graficznego. Co więcej, raczej nie można tu mówić o szybkim zwrocie, gdyż jak pamiętamy, Epic Games pobiera tylko 12% ze sprzedaży gier w swoim sklepie. Reasumując, Tim Sweeney, szef Epic Games, nie przebiera w środkach, bardzo agresywnie atakuje Steama i konkurencję, zdecydowanie licząc na długofalowe korzyści aniżeli szybki zysk.

Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że zazwyczaj na wojnach gigantów korzysta klient, otrzymując lepszą i tańszą ofertę. Tymczasem w naszym przypadku, cały wysiłek skierowany jest na polepszenie życia deweloperów, spychając klienta na boczny tor. Ceny gier w Epic Games Store nie różnią się od tego, co możemy znaleźć u konkurencji, a liczba oferowanych przez sklep funkcjonalności jest bardzo uboga. Co prawda, z pewnością w perspektywie roku nowa platforma zaoferuje szereg analogicznych opcji jak te, które znajdziemy na Steamie, ale już teraz wiemy, że Epic Games Store nie pozwoli na taką wolność wypowiedzi jak platforma Valve. Wszak nadzór nad systemem recenzji będzie spoczywał w rękach poszczególnych deweloperów, a Ci w razie niepochlebnych opinii będą mogli je po prostu wyłączyć.

Źródło:
"Łosiu" - GRY-OnLine


Klemens
2019-04-23 08:56:07