CDP RED: Seks i przemoc w grach sprawdzają się tylko pod pewnymi warunkami

Seks i przemoc niekiedy są tylko tanimi sztuczkami, mającymi na celu przyciągnięcie uwagi, ale w niektórych przypadkach ich występowanie jest uzasadnione - twierdzi Marcin Iwiński.

Popularne powiedzenie "sex sells" (seks się sprzedaje) nie wzięło się znikąd. Marcin Iwiński z CD Projekt RED uważa jednak, że nie zawsze posuwanie się do tego typu rozwiązań jest słuszne. - Trzeba na to spojrzeć z perspektywy jakości produktu - mówi na łamach Rock Paper Shotgun szef polskiego studia, odpowiadającego za Wiedźmina 2, w którym scen erotycznych nie brakowało.

- Jeśli seks jest nadużywany w marketingu, prawdopodobnie z promowanego produktu nie wyjdzie nic dobrego - stwierdza. - Serio, uważam, że rynek eliminuje wszystkie słabości i tanie sztuczki. Jednocześnie mężczyźni podejmują określone decyzje pod wpływem hormonów. Ludziom płaci się za to, by troszczyli się o rynek i znali go bardzo dobrze. Czy w niektórych przypadkach jestem obrażany? Oczywiście - komentuje.

- Kiedy ludzie nie robią tych rzeczy dobrze, spada na nich morze krytyki. Na każdy produkt trzeba jednak patrzeć jednostkowo. Reszta zależy od gustu odbiorcy. W Wiedźminie nie jesteśmy Dungeons & Dragons, w którym całowanie jest zakazane. To nie świat Barbie. Game of Thrones jest tego świadectwem. Kiedy seks ma sens, nie wahaj się go użyć. Tak właśnie przecież było w średniowieczu, tak jest i dziś - zauważa Iwiński.

Podkreśla również, że zarówno w Wiedźminie, jak i w Game of Thrones, wszystko sprowadza się do władzy, polityki i seksu. Podteksty seksualne są jego zdaniem słuszne, jeśli gra broni się sama w sobie. - To tylko część tego świata. Jedni będą tego nadużywać, inni nie - konkluduje.

Źródło:
Patryk "Pepsi" Purczyński - gram.pl


Klemens
2012-06-24 14:05:34