Tomasz P. Terlikowski - Maksymilian M. Kolbe. Biografia świętego męczennika

Wiele mówi o ludzkiej naturze poczytność biografii ludzi demonicznych – o czym może świadczyć chociażby opublikowanie na naszych łamach historii życia Goebbelsa, Mao czy Pol Pota. Można rzec, że wraz ze średniowieczem hagiografie wyszły z mody (przynajmniej o ile nie mają urzędowego charakteru). A może tak dla odmiany warto przyjrzeć się losom osób, które swoim życiem nie wywoływały u innych rozpaczy, lecz niosły uczucia skrajnie odmienne?
Maksymilian Maria Kolbe – a raczej Rajmund – to postać tyleż nietuzinkowa, co obecnie nieco zapominana, także będąca przedmiotem (a właściwie podmiotem) pewnego eklezjalnego poruszenia, które przeminęło. Jak jednak słusznie zauważa Tomasz Terlikowski, jest on kojarzony tyleż ze swoją niezwykłą śmiercią, co i gombrowiczowską mordą przedwojennego antysemity.



Współcześnie łatwo o przeciwstawienia religijności ludowej i intelektualnej, zestawianie ze sobą osób prymasa Wyszyńskiego i kardynała Wojtyły, środowisk „Radia Maryja” oraz „Tygodnika Powszechnego”, zaś Maksymilian Kolbe ze swą wręcz fanatyczną mariologią i masowym, można rzec iż wręcz brukowym charakterem swych dzieł medialnych mógłby dość łatwo zostać przypisany do grona zwolenników katolicyzmu ekspresyjnego (w wielorakich rozumieniach tego słowa) niźli bardziej refleksyjnego. Tymczasem autor dowodzi, że byłoby to oszacowanie niesprawiedliwe, stroniące od wykształcenia tej osoby, jej mentalności oraz wizjonerstwa, w tym również o charakterze metafizycznym.

Pewną słabością przedmiotowej pozycji jest fakt, że jest ona pisana „na klęczkach”. Oczywiście religijność Tomasza Terlikowskiego nie jest ani tajemnicą, ani
wadą, niemniej jednak siłą rzeczy ogranicza ona oddziaływanie przedmiotowej pozycji do tych „już przekonanych”, czyniąc ją bardziej hagiografią i apologetyką niźli biografią, która mogłaby być frapująca również dla osób spoza chrześcijan.

Autor mimo wszystko jest zbyt rzetelny, by przemilczeć błędy zakonnika z Niepokalanowa. W dość charakterystycznym dla siebie stylu nie stroni od określeń w rodzaju „bujd” w odniesieniu do takich „Protokołów mędrców Syjonu” i ubolewa nad zaufaniem pokładanym przez najbardziej znanego polskiego franciszkanina w XX wieku w tej niewątpliwej fałszywce. Stara się on jednak dowieść, że ojciec Maksymilian nie był żydożercą, a zestawianie go w jednym szeregu z bardziej „zasłużonymi” antysemitami w jednym rzędzie jest wysoce krzywdzące i niesprawiedliwe, acz przestawiona przezeń próbka twórczości – choć dość wymowna – z uwagi na skromność i ewidentną intencję biografa nie pozwala wyzbyć się wszelkich wątpliwości.

„Maksymilian M. Kolbe. Biografia świętego męczennika” to intrygująca lektura, nakazująca nade wszystko zadumać się energią rozpierającą jednego człowieka, który jest w stanie pociągnąć za sobą rzesze, jak też niebanalnością istoty ludzkiej jako takiej, skrywającej w sobie różne blaski i odcienie, nawet w przypadku świętego wyniesionego na ołtarze. I choć lektura tej pozycji jest wartka, z pewnością dość wąskie ujęcie założyciela „Szaleńca Niepokalanej” nie będzie atrakcyjne dla wielu czytelników.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz