Swietłana Aleksijewicz - Wojna nie ma w sobie nic z kobiety

Nie aż tak stary seksistowski dowcip mówi o oburzeniu jednego mężczyzny nad ideą tzw. gender studies – dlaczego zajmować się tylko kobiecą perspektywą losów człowieka, jego kultury, niejako dyskryminując męski punkt widzenia. Wzburzenie ustało dopiero z chwilą, gdy podmiot liryczny uświadomił sobie fakt, iż taki przedmiot istnieje – a zwykło się go określać mianem historii. Podejrzewam, iż żart ten nie był znany Swietłanie Aleksijewicz w chwili, gdy zaczęła ona gromadzić materiały do swej najbardziej znanej książki – a był to przełom lat 70. i 80. XX wieku – lecz znakomicie współbrzmi on z konceptem przyświecającym tej białoruskiej pisarce.
Otóż „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” zdradza bardzo dużo już samym swym tytułem. Wspomniana autorka postanowiła bowiem przedstawić przebieg Wielkiej Wojny Ojczyźnianej – czyli walk między III Rzeszą a Związkiem Radzieckim – oczami przecież setek tysięcy radzieckich kobiet, bynajmniej nie tych, które zostały w domach tudzież zostały oddelegowane do fabryk, lecz żołnierek wszelkich specjalizacji – sanitariuszek, praczek, kucharek, lecz także piechociarek, lotniczek, czołgistek, artylerzystek etc. – jak również członkiń partyzantki tudzież działaczek podziemia. Słowem, jest to punkt widzenia osób znakomicie znających realia walk, ciężaru wojny na pierwszej linii, zarazem jednak nie jest to męska perspektywa.



Od razu należy dodać, że jest to radykalnie inna wojna. Z jednej strony nieodmiennie zdumiewa ona swym okrucieństwem, znanym wszak z szeregu innych książek, których miłośnicy będą również usatysfakcjonowani lekturą dzieła Aleksijewicz. Zarazem oczom czytelnika zostanie ukazany cały ogrom innych problemów, zdawałoby się banalnych, jakże jednak kłopotliwych – by wspomnieć chociażby o braku mundurów we właściw
ym rozmiarze, bielizny uwzględniającej budowę ciała kobiety czy w końcu odmiennej fizjologii.

Największe wrażenie robi jednak chyba podobieństwo niesprawiedliwości losów poszczególnych – a użyję tego słowa w pełni świadomie – bohaterek, już po Zwycięstwie. Uderza to, iż mimo że rzeczywistość frontowa wymagała od nich jeszcze większych poświęceń od pozostałych krasnoarmiejców, to przez dziesiątki lat po zawieszeniu radzieckiego sztandaru na Bramie Brandenburskiej traktowane były one pogardliwie przez pozostałą część społeczeństwa, towarzyszy broni oraz pozostałych kobiet nie wyłączając.

Pomysłem autorki na książkę było przeprowadzenie dziesiątek i setek wywiadów, które następnie po stosownej selekcji zostały w mniejszej bądź większej części przytoczone. Swietłana Aleksijewicz rzadko kiedy dodaje coś od siebie, z reguły cały głos oddając swym rozmówczyniom. Zarazem jej książka nie jest prostym zbiorem wywiadów, lecz uszeregowanym wedle kolejnych tematów, interesujących nie tylko dla niej, ale również i czytelnika.

„Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” jest znakomitą książką i wywarła na mnie naprawdę duże wrażenie. Uświadamia ona, jak wiele białych plam znajduje się w podręcznikach historii i jak bardzo są one jednostronne. Audiatur et altera pars, niech wysłuchana zostanie również druga strona – mówili starożytni Rzymianie – i zasadzie tej przedmiotowa pozycja znakomicie czyni zadość.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz