Stanisław Meyer - Historia Okinawy

Okinawa nie jest anonimową nazwą własną, przeciwnie, funkcjonuje ona dość często w świadomości społeczeństwa, choć w sposób dość zabawny, bo bez zdolności wywołania jakiegokolwiek trafniejszego skojarzenia. Najczęściej jest ona jednak wiązana z zaciętą bitwą podczas wojny na Pacyfiku bądź matecznikiem karate, nie sposób więc dziwić się, że okładka książki Stanisława Meyera również odwołuje się do wspomnianej sztuki walki. Autor przekonuje jednak, iż w żadnym razie nie jest to miejsce pozbawione swej historii.
Co jednak istotne, losy tych ziem – nie tylko samej Okinawy, lecz również pozostałych wysp (czy też archipelagu, bo w tym przypadku nie muszą to być synonimy) Riukiu – w istocie nie cechują się długim – w linearnym rozumieniu – rodowodem. Z jednej strony jest już stwierdzonym faktem naukowym, że były one zamieszkiwane od paleolitu, z drugiej jednak zamieszkujące je społeczności przeszły z neolitu do bardziej zaawansowanych form dopiero ok. XI-XII wieku. Nie sposób więc dziwić się, że objętość przedmiotowej publikacji nie jest znaczna.



Niemniej jednak i tak zaskoczeniem dla czytelnika będzie odkrycie trwającego ponad pół tysiąclecia okresu samodzielnej drogi danego zakątka świata, którego utożsamianie z Japonią – choćby przez pryzmat II wojny światowej – było nawet nie dalekie od oczywistości, co wręcz nie do pomyślenia, zwłaszcza, że nawet taki dwór Togukagów traktował jeg
o przedstawicieli dyplomatycznych jako delegatów państwa zagranicznego.

Stanisław Meyer intensywnie skupia się na relacji między Riukiu a Nihonem, wskazując, że choć z oczywistych względów nie mogło tu być mowy o równości, to i rozpatrywanie ich w kategoriach podległości byłoby obarczone błędem (naznaczonego wymogami propagandy) ahistorycyzmu. Zarazem nie sposób nie zawtórować chichotowi historii towarzyszącemu niezwykłej elastyczności mieszkańców Okinawy i okolic w dekodowaniu własnej tożsamości – raz jako przeciwstawnej japońskości, raz zaś ku tejże się poczuwającej.

Teoretycznie autor zaprzestaje na momencie Okinawy „do macierzy”, ale następnie i tak przy szeregu okazji wskazuje on na współczesne losy archipelagu, nie tracąc z pola widzenia również mniejszych wysepek. Z jednej strony rodzi to pewne uczucie niedosytu, z drugiej pozostawia jednak czytelnika z kompletnym ogólnym obrazem.

„Historia Okinawy” jest dokładnie tym, co obiecuje jej tytuł. Nie jest to pozycja obszerna, lecz mimo to z uwagi na swoją przekrojowość, jak też specyfikę tematu należy ją uznać za przekrojową i dla osób innych niż fascynaci wyczerpującą.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz