Piotr Zychowicz - Skazy na pancerzach. Czarne karty epopei Żołnierzy Wyklętych
Co istotne, książka ta, na co wskazuje już jej sam tytuł, ma charakter demaskatorski, właściwie jak mało która zasługuje ona na wcześniejszy podtytuł „politycznie niepoprawnej”. Autor już we wstępie odżegnuje się bowiem od optyki tzw. resortowych dzieci, lecz również wyraźnie daje znać, że niezwykle uwiera go również lukrowanie wizerunków osób, które na tym czy innym etapie swej walki splamiły się krwią niewinnych osób.
Z pewnością dobór bohaterów dramatu dla wielu czytelników będzie niewygodny – oskarżycielski palec zostaje bowiem wymierzony tak w stronę „Łupaszki”, jak i „Ognia”. Nie oznacza to bynajmniej, iż Piotr Zychowicz jest skłonny wybielać czyny UPA czy tzw. żydokomuny, jak też dezawuować w ten sposób autentyczne osiągnięcia tychże osób. Wskazuje on jednak, iż zestawianie ich w jednym rzędzie z takimi bohaterami jak „Nil” czy „Inka” jest jednak niestosowne.
Co więcej, książka bynajmniej nie jest poświęcona wyłącznie tytułowym żołnierzom przeklętym. Autor wskazuje, iż nie różnili się oni jako ludzie – ich grupa – od innych zbiorowości
, które zwykły cieszyć się powszechnym poważaniem, by wskazać chociażby bojowników Armii Krajowej tudzież Batalionów Chłopskich.
W istocie bowiem tak naprawdę tylko około połowy książki ma charakter czysto rozrachunkowy, w drugiej bowiem znany dziennikarz historyczny przedstawia przyświecającą mu filozofię – której bynajmniej nie jest autorem, na co sam wprost wskazuje – w postrzeganiu dziejów. Opowiada się on stanowczo przeciwko stosowaniu odpowiedzialności zbiorowej (bądź zbiorowemu rozgrzeszeniu), jak też mitologizowaniu historii, zwłaszcza wskutek stosowania podwójnych standardów. Jakkolwiek więc co bardziej liberalnego czytelnika nie raz może razić łatwość ferowania przezeń wyroków śmierci, tym niemniej nie sposób przedmiotowej książki zakwalifikować jako manifestu humanizmu (niejednokrotnie zaś i humanitaryzmu).
Wielu dotychczasowych czytelników Piotra Zychowicza może odnieść wrażenie, że dopuścił się on swego rodzaju przeniewierstwa, zdrady określonego światopoglądu. Byłby to jednak zarzut chybiony, autor bowiem wskazuje, że teraz – jak i zawsze – przypisywanie mu określonego trykotu było mylące, jest on bowiem zwolennikiem tylko i wyłącznie prawdy, nawet jeśli ta jest niewygodna i sprzeczna z wyniesionymi przyzwyczajeniami. Nie pasjonuje go tropienie sensacji, płynięcie pod prąd za wszelką cenę i w każdych czasach, lecz zwyczajnie go uwiera mieszanie do badań naukowych – historycznych – nawet nie polityki, co zwykłej ludzkiej nieprzyzwoitości i trybalizmu właściwego dla fanatycznych kibiców sportowych.
Autor: Klemens
Z pewnością dobór bohaterów dramatu dla wielu czytelników będzie niewygodny – oskarżycielski palec zostaje bowiem wymierzony tak w stronę „Łupaszki”, jak i „Ognia”. Nie oznacza to bynajmniej, iż Piotr Zychowicz jest skłonny wybielać czyny UPA czy tzw. żydokomuny, jak też dezawuować w ten sposób autentyczne osiągnięcia tychże osób. Wskazuje on jednak, iż zestawianie ich w jednym rzędzie z takimi bohaterami jak „Nil” czy „Inka” jest jednak niestosowne.
Co więcej, książka bynajmniej nie jest poświęcona wyłącznie tytułowym żołnierzom przeklętym. Autor wskazuje, iż nie różnili się oni jako ludzie – ich grupa – od innych zbiorowości
W istocie bowiem tak naprawdę tylko około połowy książki ma charakter czysto rozrachunkowy, w drugiej bowiem znany dziennikarz historyczny przedstawia przyświecającą mu filozofię – której bynajmniej nie jest autorem, na co sam wprost wskazuje – w postrzeganiu dziejów. Opowiada się on stanowczo przeciwko stosowaniu odpowiedzialności zbiorowej (bądź zbiorowemu rozgrzeszeniu), jak też mitologizowaniu historii, zwłaszcza wskutek stosowania podwójnych standardów. Jakkolwiek więc co bardziej liberalnego czytelnika nie raz może razić łatwość ferowania przezeń wyroków śmierci, tym niemniej nie sposób przedmiotowej książki zakwalifikować jako manifestu humanizmu (niejednokrotnie zaś i humanitaryzmu).
Wielu dotychczasowych czytelników Piotra Zychowicza może odnieść wrażenie, że dopuścił się on swego rodzaju przeniewierstwa, zdrady określonego światopoglądu. Byłby to jednak zarzut chybiony, autor bowiem wskazuje, że teraz – jak i zawsze – przypisywanie mu określonego trykotu było mylące, jest on bowiem zwolennikiem tylko i wyłącznie prawdy, nawet jeśli ta jest niewygodna i sprzeczna z wyniesionymi przyzwyczajeniami. Nie pasjonuje go tropienie sensacji, płynięcie pod prąd za wszelką cenę i w każdych czasach, lecz zwyczajnie go uwiera mieszanie do badań naukowych – historycznych – nawet nie polityki, co zwykłej ludzkiej nieprzyzwoitości i trybalizmu właściwego dla fanatycznych kibiców sportowych.
Autor: Klemens