Norman Davies - Wyspy

Po opowieściach o dziejach Polski, w tym najnowszych, oglądanych z zewnątrz, jak też historii Europy, także skądinąd postrzeganych z perspektywy z obrzeży, wygodnej pozycji spoza, Norman Davies zabrał się za temat dlań niewątpliwie bliższy, gdyż niejako intymny – historię świata, w którym dorastał i z którym w istocie po dziś dzień pozostaje związany, historię Wysp.
Autor już na samym początku tłumaczy się z tytułu, uświadamiając czytelnikowi, że jakikolwiek naddatek byłby już w pewien sposób nieuprawniony, doprowadzałby do przekłamań podobnych do tych, które skutkują określaniu Zjednoczonego Królestwa czy Wielkiej Brytanii mianem Anglii. Trudno się zresztą temu dziwić, Davies bowiem w istocie jest nie Anglikiem lecz Walijczykiem. W konsekwencji jego książka poświęcona jest – najszerzej ujmując – dziejom cywilizacji kształtujących się po drugiej stronie Kanału La Manche. Choć nawet i takie określenie jest nadużyciem biorąc pod uwagę fakt, że w czasach prehistorycznych takowy kanał po prostu nie istniał…

Lektura przedmiotowej książki z pewnością nie spodoba się rodowitym Anglikom i anglofilom, odbrązawiając całe mnóstwo mitów narosłych wobec dominującej nacji omawianego obszaru, jak też po prostu oddając głos tym, którzy dotychczas nie byli doń dopuszczani. Trudno jednak stawiać autorowi zarzut nacjonalizmu w sytuacji, gdy powoływane przez niego fakty czy materiały źródłowe są bezsporne.



Jego metoda zdaje się bardziej uprawniona gdy polski czytelnik uświadomi sobie, że przedmiotowe nieporozumienia są popełniane również przez inne nacje, w tym i nadwiślańskie, by przypomnieć choćby tłumaczenie znanej zbitki „Battle of Britain” jako „Bitwę o Anglię”…

Książka została napisana na przełomie tysiącleci, co skutkuje tym, że aż doprasza się ona o pewne posłowie, choć już same zaistniałe fakty – takie jak referendum niepodległościowe w Szkocji, narastająca niechęć Brytyjczyków wobec Unii Europejskiej czy histeryczna obsesja na punkcie royal baby – są wysoce wymowne, stanowiąc samoistne uzupełnienie.

Norman Davies niewątpliwie ma lekkie pióro, co przekłada się tak na obszerność jego prac, co i ich przystępność (wystarczy spojrzeć na skromność przypisów, by uświadomić sobie, że ma się do czynienia z pozycją popularyzatorską, a nie historyczno-naukową per se), nie inaczej jest też w przypadku „Wysp”. Warto sięgnąć po rzeczoną książkę, by ustrzec się choćby kilku towarzyskich gaf w gronie ludzi od urodzenia posługujących się językiem angielskim.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz