Nathaniel Philbrick - Mayflower. Opowieść o początkach Ameryki

Nieco ponad tydzień temu Amerykanie obchodzili Święto Dziękczynienia, czyli oryginalną dla nich uroczystość, kojarzoną w Europie głównie z powodu konsumenckiej orgii zwanej Czerwonym Piątkiem, czyli szałem (przedbożonarodzeniowych) zakupów. Z uwagi na globalizację gdzieniegdzie pojawiają się ideowe przebitki odwołujące się do źródeł tego wydarzenia, równie jednak nieznanego w Polsce, i to w porównaniu do wypraw Cortésa czy Pizarra. Tymczasem to nie dopiero w epoce Waszyngtona rodziła się Ameryka, historii tych źródeł poświęcona jest zaś książka Nathaniela Philbricka.
Autor odrzuca modną ostatnimi czasy rewizjonistyczną wersję, rzekomo odkrywającą skalę zbrodni czy też przekłamań towarzyszących szeregowi współczesnych wyobrażeń i interpretacji, choć też w żadnym razie nie było jego zamiarem tyleż odbrązawianie mitu tudzież konstruowanie go na nowo. Po prostu postanowił on sięgnąć do źródeł, i odrobinę podsypać je beletryzacją.



„Mayflower” to jednak książka ze wszech miar historyczna. Z natury rzeczy jest to opowieść w znacznym stopniu rekonstruowana w odwołaniu się do relacji tylko jednej ze stron, choć autor nie bierze wszystkich wersji za prawdziwe per se, lecz po prostu zdroworozsądkowo zadaje sobie pytanie o środowiskowe czy socjologiczne uwarunkowania czasów, a w konsekwencji formuł
uje wniosku z wykorzystaniem brzytwy Ockhama (choć sam na to nie wskazuje).

Książka przedstawia okres pierwszego półwiecza dziejów Nowej Anglii, od wyprawy Pielgrzymów po zakończenie tzw. wojny króla Filipa i „wpadnięcie” kolonistów w ramiona monarchii, w ucieczce przed którą wszak skierowali się na przeciwny kraniec Atlantyku. Jej objętość jest jednak myląca, albowiem trzecia jej część to w istocie przypisy i bibliografia. Z natury więc rzeczy nie można spodziewać się monumentalnego i wyczerpującego każdą sferę wywodu.

„Mayflower. Opowieść o początkach Ameryki” jest dokładnie tym, czego można by było oczekiwać po tytule. Nie jest to pozycja o akademickich aspiracjach, zgodnie z konwencją skupia się ona na polityczno-batalistycznym rozwoju dziejów, dość mało dowiemy się z niej o rozwoju nowoangielskiego prawodawstwa czy gospodarki. Zarazem aż nadto będzie to pozycja satysfakcjonująca dla czytelnika, który wiedzę o kolonialnej Ameryce czerpał z twórczości Jamesa Fenimore’a Coopera.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz