Michael Augustyn - Wład Drakula

Wampiry wszelkiej maści od dłuższego czasu pozostają tematem „na topie”. Tysiące nastolatków z całego świata z lubością zaczytują się w „Zmierzchach”, innych „Wschodach” czy spędzają przed telewizorem godziny wpatrując się w „True Blood” i jego różne klony. Perspektywa skąpanego we krwi życia wiecznego kusi i rozbudza wyobraźnię od wieku XIX, kiedy ukazały się pierwsze utwory literackie, opowiadające o „dzieciach nocy”. Później w okolicach 1897 roku nijaki Bram Stoker, poszukujący inspiracji dla nowej książki, natrafia na pewną postać historyczną. Choć może właśnie to owiana zasłoną tajemnicy i krwawych legend postać Włada Palownika, zwanego Drakulą zainspirowała go do napisania książki pod tytułem „Drakula”. Książka ta, stanowiąca obecnie trochę muzealną klasykę nowożytnej powieści grozy. Stoker wpłynął nie tylko na budowę swoistego „stereotypu” wampira, przy okazji umyślnie lub nie, rzucił swoistą zasłonę dymną na postać Włada Palownika. Od czasu wydania „Drakuli” literacka fikcja przykryła prawdę historyczną. Gdyby pobawić się w Familiadę, to większość ankietowanych na pytanie „kim był Drakula” zaczęłaby rzucać głodnymi kawałkami o wysysaniu krwi, tudzież innych zabawach zdecydowanie podchodzących pod normy prawa karnego, spaniu w trumnach czy zamianach w nietoperze. Mniejsza część, która pamięta co nieco z historii, wspomniałaby o lokalnym średniowiecznym socjopacie przy władzy, który hobbystycznie palował wszystkiego co mu się nie spodobało. A sytuacja jak to w życiu jest mniej czarno – biała, a bardziej szara.
wlad-drakula-7867-1.jpg 1Nie będę kreował się na wielkiego specjalistę od terenów dawnego Hospodarstwa Wołoskiego, gdyż do takowych mi zdecydowanie daleko. Kiedy w redakcyjnym spisie książek „do zrecenzowania” pojawiła się książka Michaela Augustyna„Wład Drakula”, wydana nakładem Bellony – brałem ją praktycznie w ciemno. Gdybym poświęcił chwilę i pogrzebał w Internecie z łatwością bym odkrył, iż jest to powieść i.... bym jej nie zamówił. O tym, że będzie to literatura piękna, a nie popularnonaukowa, dowiedziałem się w momencie, jak zacząłem ją czytać. Tym, co zmieniło moje podejście ze stanu „w co ja się wpakowałem” na „hmmm... to nie jest taki zły układ”, był wstęp. Krótka, bo raptem dwustronicowa przedmowa przekonała mnie do koncepcji autora. Tłumaczy on czemu zdecydował się na powieść fabularną, choć znajdującą silne oparcie w źródłach historycznych. Augustyn oparł się na źródłach na tyle, jak sam to określił, na ile to było możliwe.


Miejscem akcji jest Europa Wschodnia, i to w XV wieku. Nie jest to najbardziej wdzięczny materiał do wnikliwych badań. Otóż podczas poszukiwania danych na temat jednej z bitew tamtego okresu, pisarz odkrył dwie nieco rozbieżne opinie. Nie różniły się jak to zwykle w historii bywa „tylko” danymi statystycznymi. Każde ze źródeł podawało innego zwycięzcę... Co do zasady wyznaję zasadę, iż jak coś jest „do wszystkiego”, to jest do niczego. Do „Włada Drakuli” podszedłem więc, mimo uznania argumentacji pisarza, z lekkim dystansem. Czułem, że książka ani do końca historyczna (część zdarzeń jest dopowiedziana, i stanowi tylko owoc wyobraźni Augustyna, choć przyznam, że owoc całkiem wiarygodny), ani do końca fabularna (twórca świadomie ograniczył się silnymi ramami historycznymi) nie może być dobra w żadnej w tych kategorii. Na szczęście myliłem się.

Książkę czyta się dobrze i szybko. Obok opisów działań bohaterów otrzymujemy miejscami delikatnie wpleciony komentarz historyczny. Chwilami można go odebrać jak
o przemyślenia bohaterów, momentami jako solidnego wszechwiedzącego narratora, który dzieli się tym, co będą opisywać kronikarze po bitwie. Tym, co mi się w niej zwłaszcza spodobało, jest fakt, iż pisarz doskonale wpasował się w klimat XV-wiecznej Europy Wschodniej. Książka zdecydowanie nie jest czarno – biała. Ówczesne realia historyczne kojarzą mi się trochę z wojną domową podczas rozpadu byłej Jugosławii. Tam, gdzie w grę wchodzi religia i nagromadzone od wieków antagonizmy, wojna będzie wyjątkowo brutalna. Biorąc więc pod uwagę specyfikę tamtych czasów, czy również całościowe spojrzenie na biografię „Księcia Wampirów” celowym wydaje się zamieszczenie na okładce książki retorycznego pytania „bohater walczący z Turkami, czy despota lubujący się we wbijaniu ludzi na pal?”. Na uwagę zasługuje dobra psychologizacja postaci, która w połączeniu z lekkim piórem autora umożliwia dość realistyczne przedstawienie znacznej części życiorysu Drakuli. A życiorys ten przedstawia dobrze podział na rozdziały – „Prolog”, „Zbieg”, „Książę”, „Więzień” – tak można w skrócie streścić przewrotne dzieje jednej z najbardziej kontrowersyjnych postaci na kartach historii. A na deser zostaje jeszcze krótki rozdział „Legenda” , który stanowi twórcze ustosunkowanie się autora do nadprzyrodzonej otoczki, rozwianej wokół Włada Palownika.

Reasumując – mamy do czynienia z dobrą książką okołohistoryczną, która ze względu na specyficzne, choć bardzo solidne podejście Michaela Augustyna do warstwy faktograficznej pozwala nam zaklasyfikować „Włada Drakulę” jako twór sui generis – własnego rodzaju, gatunku. Nie jest to przełomowe arcydzieło, które nie daje mi spać po nocach i do którego będę wracał co kilka lat. Ale niewątpliwie jest to solidna porcja dobrej książki, w sam raz na wakacje. Choć ostrzegam, nie dajcie się zwieść objętości – czcionka jest duża, więc tych prawie 500 stron czyta się jak około 200-250 stron drobniejszych, co w połączeniu z lekkim piórem autora i potencjalnie szybko czytającym czytelnikiem może skutkować niezbyt długą lekturą.

Autor: Matis
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz