Jim Bradbury - Kapetyngowie. Królowie Francji 987-1328
Wbrew podtytułowi autor poświęca znaczną część swej uwagi okresowi poprzedzającemu objęcie rządków przez Hugona Kapeta, przedstawiając wcześniejsze dzieła Merowingów i Karolingów, z jednej strony prezentując tło objęcia władzy przez założyciela dynastii, z drugiej zaś dowodząc, że jej pochodzenie było znacznie bardziej nobliwe, niźli w popularnych mitach zwykło się to przedstawiać.
Pierwszy ten rozdział jest jednak zarazem najbardziej zniechęcający i może rodzić jak najgorsze skojarzenie ze scholastycznie nauczaną historią – mnogość nazw osobowych, wielokrotnie się zresztą powtarzających i nakładających, jak też iście przerażających swą koligacyjną komplikacją. Jeśli autor chciał dowieść, że zasługą Kapetyngów było niejako uporządkowanie l
osów kraju współcześnie zwanego Francją, to w istocie powiodło mu się to w stopniu znakomitym.
Angielski historyk niemal każdego władcę opisuje wedle tej samej metody, skupiając się na jego cechach monarszych oraz indywidualności, osiągnięciach militarnych oraz administracyjnych, w końcu poświęcając uwagę stosunkom zagranicznym oraz relacjom z Kościołem. Może nieco zaburza to chronologię wywodu, przedmiotowe podejście przekrojowe również jednak posiada swoje zalety.
Kapetyngowie byli dynastią pobłogosławioną przez los, z jednej strony bowiem jej władcy z reguły nie mogli narzekać na brak sukcesorów, z drugiej zaś młodsi synowie mieli „skłonności” ku bezdzietnym śmierciom, jeśli zaś nie od razu, to w drugim czy trzecim pokoleniu. W konsekwencji Francja nie zaznała rozbicia dzielnicowego właściwego dla państwa Piastów czy Pierwszej Rzeszy, a i jej geograficzne usytuowanie miało szereg walorów. Jim Bradbury jakkolwiek nie bezkrytycznie, jednak dowodzi, że w istocie był to swego rodzaju francuski złoty wiek.
Autor: Klemens
Pierwszy ten rozdział jest jednak zarazem najbardziej zniechęcający i może rodzić jak najgorsze skojarzenie ze scholastycznie nauczaną historią – mnogość nazw osobowych, wielokrotnie się zresztą powtarzających i nakładających, jak też iście przerażających swą koligacyjną komplikacją. Jeśli autor chciał dowieść, że zasługą Kapetyngów było niejako uporządkowanie l
Angielski historyk niemal każdego władcę opisuje wedle tej samej metody, skupiając się na jego cechach monarszych oraz indywidualności, osiągnięciach militarnych oraz administracyjnych, w końcu poświęcając uwagę stosunkom zagranicznym oraz relacjom z Kościołem. Może nieco zaburza to chronologię wywodu, przedmiotowe podejście przekrojowe również jednak posiada swoje zalety.
Kapetyngowie byli dynastią pobłogosławioną przez los, z jednej strony bowiem jej władcy z reguły nie mogli narzekać na brak sukcesorów, z drugiej zaś młodsi synowie mieli „skłonności” ku bezdzietnym śmierciom, jeśli zaś nie od razu, to w drugim czy trzecim pokoleniu. W konsekwencji Francja nie zaznała rozbicia dzielnicowego właściwego dla państwa Piastów czy Pierwszej Rzeszy, a i jej geograficzne usytuowanie miało szereg walorów. Jim Bradbury jakkolwiek nie bezkrytycznie, jednak dowodzi, że w istocie był to swego rodzaju francuski złoty wiek.
Autor: Klemens