Jill Lepore - My, naród. Nowa historia Stanów Zjednoczonych

Często sobie nie uświadamiamy, w jak głębokim cieniu kraju nazywanego potocznie Ameryką żyjemy. Nie chodzi mi bynajmniej o jego dominację militarną czy gospodarczą, lecz nade wszystko styl życia i sposób myślenia. Często bowiem choć są to kategorie nam zupełnie obce, operujemy nimi tylko i wyłącznie z uwagi na fakt ich „oczywistości” przebijającej z Hollywoodu czy innych wytworów ichniejszej cywilizacji. O historii jednakże Stanów w istocie wiemy niewiele, a i to wedle pewnej sztampy – którą przełamać postanowiła Jill Lepore.
Płeć autorki nie pozostawała tu bez wpływu, jakkolwiek bowiem nigdy aż tak wprost nie formułuje ona tej opinii, to jednak podręcznikowe wizje historii USA zwykły się ograniczać do perspektywy białych mężczyzn. Tymczasem wskazuje ona, że tego ujęcie jest w istocie zafałszowującym rzeczywistość, prowadzi bowiem do utraty z pola widzenia losów zdecydowanej większości mieszkańców anglosaskiej części kontynentu.

Śmiem twierdzić, że moja wiedza datująca się na okres sprzed sięgnięcia po daną pozycję bynajmniej nie była nikła, jednakże autorce co i rusz udawało się mnie zaskoczyć, chociażby w zakresie praw wyborczych przysługujących ludności murzyńskiej na przełomie XVIII i XIX wieku. Bardzo umiejętnie przechodzi ona również od ogółu do szczegółu i z powrotem.



Jill Lepore nie jest wolna od własnych poglądów i dokonywania ocen przez ich pryzmat, lecz st
ara się zachować uczciwość wywodu i powstrzymywać od jednoznacznych, czarno-białych ocen – niewątpliwie daleka jest od „herbacianego” środowiska, lecz nie potępia jednoznacznie chociażby prezydentury Nixona, nie klęka również przed środowiskami współczesnej amerykańskiej lewicy.

Mimo dość znacznej objętości książki z natury rzeczy wiele zagadnień musiała ona traktować zdawkowo, o ile w ogóle. W konsekwencji czytelnik nie dowie się niemal niczego o wojnach z Indianami, nie przeczyta ani słowa o wyprawie Lewisa i Clarka, prohibicja zostanie tylko szczątkowo zasygnalizowana, zupełnie zmilczany zostanie chociażby praktyczny zakaz obrotu złotem za czasów Franklina Roosevelta – ową wyliczankę można by było przedłużać i przedłużać, a i tak wciąż nie sposób uznać danej pozycji za skromną czy pobieżną.

„My, naród. Nowa historia Stanów Zjednoczonych” to książka wzbudzająca zaangażowaną lekturę, daleka od poczucia „objawionego przeznaczenia”. Pozostawia ona czytelnika z uczuciem pewnego zdrowego niedosytu – a zarazem przesytu. Zarazem może ona stanowić wzór nowego stylu pisania o historii.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz