Iwan Czistiakow - Strażnik Gułagu. Dziennik

Związek Radziecki czasów stalinowskich czystek był krajem wręcz paranoidalnej podejrzliwości, atmosfery strachu przenikającej wszystkie grupy społeczne zamieszkujące nawet najbardziej odległe jego zakątki, a Archipelag Gułag był niejako centralnym piekielnym kręgiem tego systemu. Takie przynajmniej jego wyobrażenie zostało ukształtowane na podstawie licznych pozycji reprezentujących literaturę łagierniczą. Co jednak nie bez znaczenia, dzieła te były tworzone bez wyjątku przez ofiary systemu, co może rodzić podejrzenia co do ich rzetelności. Tym większa wartość niedawno wydanego nakładem Bellony „Strażnika Gułagu. Dziennika” Iwana Czistiakowa.
Już na samym wstępie należy zaznaczyć, że nie jest to utwór w jakikolwiek sposób beletryzowany (z wyjątkiem dwóch - i ćwierć - opowiadań niejako „doklejonych” na końcu), w istocie w ogóle nie jest to dzieło literatury pięknej, lecz raczej dokument historyczny. W istocie jest to bowiem pamiętnik prowadzony w czasie służby autora w charakterze dowódcy plutonu w obozie położonym na rosyjskim Dalekim Wschodzie, gdzie w czasie zimy temperatury spadają poniżej pięćdziesięciu stopni Celsjusza.



Czytelnik zyskuje więc zupełnie niepowtarzalną okazję - dana pozycja jest bowiem absolutnym unikatem - spojrzenia na sowieckie łagry z zupełnie innej perspektywy niż dotychczas, a mianowicie spojrzenia z drugiej strony drutów kolczastych, lufy karabinów (tu wszakże muszę się podzielić pewnymi wątpliwościami - mianowicie odnajdziemy wpis datowany na 31 - sic! - listopada, z kolei, mimo dość dużej tu rzetelności autora - brak wpisu z dnia 29 lutego roku przestępnego). Przy czym podkreślić należy, iż Czistiakow nie był żadnym notablem, ot, żołnierzem odbywającym służbę
nie przy granicy, lecz w tzw. wojskach wewnętrznych.

Wbrew stosunkowo entuzjastycznej odwydawniczej przedmowy wcale nie jestem przekonany co do przyzwoitości autora. Faktem jest, że ma on za sobą wydalenie z partii komunistycznej, co mogło nastąpić z różnych przyczyn, prawdą też jest, że nie zalicza się on do ulubieńców swych przełożonych, niemniej jednak niektóre jego uwagi budzą spore wątpliwości. Dość wspomnieć o wielokrotnie powtarzających się żalach co do zakazów używania wobec niepokornych bądź wręcz uciekających więźniów broni. Podobnie jego rozpacz nad służbą wynika raczej z fatalnych jej warunków, a nie charakteru. Pamiętać z kolei jednak należy, że okres wielkich politycznych czystek dopiero miał nadejść, a w łagrach jeszcze przeważają „zeki” z kryminalnych paragrafów.

Recenzowana książka - a właściwie dziennik - nie była tworzona przez zawodowego literata (choć lekkości pióra nie można mu odmówić), co czyni część wpisów stosunkowo mało czytelnymi, niezbyt wdzięcznymi w lekturze. Niektóre jednak wręcz skrzą się od swej niezwykłości i wyjątkowości, stanowiąc niezwykle trafne podsumowanie rzeczywistości, ale także i dowód odwagi autora, świadomego, że jego zapiski mogą z łatwością obrócić się przeciwko niemu samemu. I właśnie czytelnicy potrafiący wyłowić takie perły docenią wartość tej pozycji, a zawiera ona ich niemało.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz