Red Dead Redemption 2

Red Dead Redemption 2
Sztab VVeteranów
Tytuł: Red Dead Redemption 2
Producent: Rockstar Games
Dystrybutor:
Gatunek: gra akcji
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Ocena
czytelników bd GŁOSUJ
OCENA
REDAKCJI 95% procent
Głosuj na tę grę!

75-letnia graczka Red Dead Redemption 2: gry to dzieło sztuki

Na forum Reddit pojawił się obszerny esej poświęcony Red Dead Redemption 2 oraz traktowaniu gier jak formy sztuki.
Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby tekst nie został napisany przez… 75-letnią graczkę. Pani Jessica Hoffmann Davis była pod dużym wrażeniem produkcji Rockstar Games.

Warto zaznaczyć, że 75-latka miała dodatkowy powód, by polubić Red Dead Redemption 2. Był nim jej syn – Benjamin Byron Davis, który w grze wcielił się Dutcha van der Linde. Graczka opisuje zabawną scenę wizyty montera, który odwiedził ją akurat w czasie jednej z kluczowych scen głównego wątku fabularnego.

Dzwonek do drzwi zadzwonił dokładnie w momencie, gdy doktor w St. Denis (to fikcyjne miasto w Red Dead Redemption 2) mówił Arturowi (moja grywalna postać w tej przeszło 80-godzinnej grze), że ma nieuleczalną gruźlicę. Zdewastowana, podbiegłam do drzwi, szybko wytłumaczyłam monterowi, że na razie nie mogę nic podpisać i pośpieszyłam z powrotem, by dokończyć oglądanie tej filmowej sceny, połączonej z regularną akcją gry. Gdy wróciłam do drzwi, usłyszałam, jak technik tłumi śmiech. Najwyraźniej zabawne było dla niego to, że kobieta w moim zaawansowanym wieku była tak pochłonięta grą wideo. „Która?”, zapytał życzliwie. „Red Dead Redemption 2”, odpowiedziałam, a jego usta otworzyły się ze zdziwienia. „Jak się pani w to zaangażowała?", zapytał. „Mój syn to Dutch van der Linde” – odparłam. Dutch to wyrafinowany, czarujący, zły, manipulujący, filozoficzny i idealistyczny intelektualista, którego charyzma i zdrada stanowią centrum gry. „Ma pani na myśli, że postać w grze jest jak pani syn?”. „Nie”, odpowiedziałam, „postać w grze jest moim synem”. Był zaskoczony. „Aktor, który gra Dutcha van der Linde'a jest moim synem” – sprecyzowałam.

Czasem jednak łatwiej coś postanowić niż faktycznie zrobić. Podjęcie w późnym wieku nowego hobby – w dodatku wymagającego sporej zręczności i koordynacji wzrokowo-ruchowej – wcale nie było tak proste, jak mogłoby się wydawać. Pani Davis musiała długo ćwiczyć, nim w końcu opanowała pada i Arthur zaczął właściwie reagować na jej komendy.

Ćwiczyłam i ćwiczyłam, ale mistrzostwo przychodziło powoli. Moja niekompetencja z kontrolerem uniemożliwiła mi stabilne utrzymanie konia i spowodowała, że popełniałam straszne błędy. Nieumyślnie uderzałam konia lub zeskakiwałam z niego, gdy chciałam podskoczyć. Mówię o tym w pierwszej osobie, ale „ja” w grze to postać Arthura Morgana, sympatycznego kowboja, który dokonał kilku kiepskich życiowych wyborów, ale w zasadzie stara się czynić dobro (kiedy nie strzela i nie ograbia złych ludzi). (...) Z każdym tygodniem gry (1-3 godziny dziennie; od czasu do czasu, w przypływie dekadencji, dużo więcej), moje umiejętności z kontrolerem zwiększały się. Co ważne, kiedy zaczęłam radzić sobie lepiej, gra dawała mi coraz więcej rzeczy do zrobienia – wydawało się, że pomiędzy umiejętnościami i zadaniami panuje pewna zależność. Poczułam, że gra jest dla mnie swoistym rusztowaniem, po którym mogę się wspinać, co pozwoliło mi w pełni zaangażować się w doświadczanie tego alternatywnego świata, w którym gangi powoli zanikały, ale wciąż urządzały strzelaniny, a zemsta nie miała dobrej opinii, ale wciąż motywowała do rozlewu krwi – wspomina staruszka.

W poradzeniu sobie z wyzwaniem kobiecie pomógł zakupiony poradnik… choć blisko czterysta stron drobnego druku samo z siebie stanowiło pewien problem.

Istnieje tak wiele możliwości kontroli (gry za pośrednictwem pada - przyp. red.), że szybko zamówiłam przewodnik do Red Dead Redemption 2, który ma przerażające 385 stron. Druk jest mały. W tym miejscu na scenę wchodzi moje duże, czerwone szkło powiększające – czytamy.

75-latka skierowała też sporo ciepłych słów pod adresem społeczności graczy, która przyjęła ją bardzo życzliwie.

Byli wzruszeni, że tak bardzo starałam się zrozumieć, co zrobił mój syn, że „starsza” osoba chciała doświadczyć „ich sztuki”. Czułam wsparcie z ich strony; nazywali moje wysiłki „zdrowymi”. Dzięki nim poczułam się mile widziana i dumna, że jako nowicjusz eksploruję świat, który oni tak dobrze znają – czytamy w eseju.

Staruszce zdarzyło się nawet odwiedzić jeden z konwentów i była pod dużym wrażeniem kreatywności i zaangażowania osób, które tam spotkała.

Wokół, jakby to był zwykły dzień w centrum handlowym, spacerowali superbohaterowie, bohaterowie gier wideo i inne twórcze wynalazki typowe dla komiksów - wszystko wielkości normalnego człowieka. Kostiumy były nieskazitelne i profesjonalnie wykonane. Nawet najmłodsze dzieci wyglądały tak, jakby dopiero co wy
szły z ekranu z jednym ze zwiastunów filmowych wyświetlanych na tej samej ulicy. To, co zrobiło na mnie ogromne wrażenie, poruszyło strunę wewnątrz mnie powiązaną ze sztuką w edukacji, to fakt, że praktycznie wszyscy fani czekający w kolejce na spotkanie z prawdziwym Dutchem van der Linde, mieli w ręku prezent. Były to rysunki Dutcha z różnych scen w grze lub plakaty „poszukiwany” stworzone przez danego artystę - artystyczna odpowiedź na dzieło sztuki, którym była gra. Ich jakość była pierwszorzędna. Pewnie, niektóre z nich były słabiej narysowane niż inne, ale na wszystkich prezentowanych pracach było wyraźnie widać pieczołowitość i uczucie, z którymi zostały wykonane
– wspomina 75-latka.

Staruszka wielokrotnie podkreśliła przy tym, że stroje i komiksowa atmosfera wcale nie oznaczają dziecinności. Na konwentach nie brakuje poważnych, intelektualnych dyskusji.

Siedziałam pomiędzy Kapitan Marvel a – jak sądzę – Jokerem, w sali wypełnionej dorosłymi ludźmi w kostiumach, zadającymi najbardziej wyrafinowane z pytań, odzwierciedlające ich znajomość fabuły gry, procesu produkcji i jej miejsca w szerszym kontekście branży gier wideo, kultury i historii – opisuje kobieta.

Biorąc pod uwagę to, z jakiego powodu pani Davis zainteresowała się Red Dead Redemption 2, łatwo byłoby założyć, że jej uwaga będzie skupiona wyłącznie na Dutchu van der Linde. Nic bardziej mylnego. Zachwyty kobiety nie ograniczają się do występu syna. Wspomina ona o wielu aspektach gry i emocjach, które towarzyszyły jej w trakcie przygody.

...ta "gra" była czymś pomiędzy moimi wspomnieniami z dzieciństwa, z bawienia się lalkami, które ubierałam i umieszczałem w wyimaginowanych scenach oraz zabawą w kowbojów i Indian, z tymi plastikowymi figurkami, których nogi były wygięte tak, że mogły bezpiecznie jeździć na swoich małych plastikowych koniach. Ale to wychodziło poza wyobraźnię, było takie prawdziwe. Jakbym żyła w innym czasie, kiedy ludzie podróżowali po drogach, które były wąskimi ścieżkami, prowadzącymi przez drewniane mosty i przez pędzące strumienie. Kiedy pogoda się zmieniła, moim pierwszym zmartwieniem było to, czy Artur potrzebuje płaszcza lub większego kapelusza... I jechaliśmy tymi pięknymi szlakami, wiosłowaliśmy pływając drewnianymi łódkami, skakaliśmy po wagonach. Zauważałam gwiazdy na zmieniającym się niebie, stare domy, które wydawały się znajome - jak gdyby pochodziły z kart historii, a nie były dziełem pióra artysty... Ta dbałość o szczegóły zaczęła rozlewać się na rzeczywisty świat. Słyszałam głosy w supermarkecie, które brzmiałyby jak głosy w tle w RDR2 – napisała graczka do swojego syna niedługo po ukończeniu gry.

Zdaniem kobiety Red Dead Redemption 2 jest dziełem, którego trzeba doświadczyć, by móc w pełni je docenić. Pani Davis nie ma jednak żadnych wątpliwości, że miała do czynienia z dziełem sztuki.

Jak wspaniała była ta chwila (ostatni raz), kiedy zobaczyliśmy całą bandę (wówczas zdruzgotaną, ale nadal będącą razem), idącą za Dutchem na białym koniu. „Jedźmy”. Te słowa nie mogą mieć takiego znaczenia dla kogoś, kto nie odwiedził tego świata, nie wie co zawiera i jak inspiruje. Taki zakres emocji i różnych spotkań, a ja jeszcze nie zrobiłam nic z zegarkami i pierścieniami w mojej torbie, kartami do gry, dominem… otrzymanymi listami. Świat, który został tutaj stworzony, jest tak bogaty w możliwości, które wciąż muszę odkryć. Zajęło mi miesiące, by przejść od początku do końca, od pełnych ignorancji myśli w stylu „to tylko gra wideo” do prawdziwego podziwu dla „dzieła sztuki”. Tak jak w przypadku innych dzieł sztuki, nigdy nie uchwycimy tego wszystkiego podczas jednego kontaktu z nim. Możemy powracać i w kółko znajdować nowe rzeczy, a na pytania, które stawia nam dzieło, nigdy nie można w pełni odpowiedzieć, bo pełno jest możliwości interpretacji. Tym razem moje pytanie brzmi: „gdzie było odkupienie dla tych morderczych bohaterów, cnotliwych przestępców, przyjaciół do końca, a może nie?”. Ci wyjęci spod prawa, zabijający na lewo i prawo, ale tak poruszeni stratami odczuwanymi przez siebie nawzajem. Dookoła zło i dobroć, bez wyraźnych linii między nimi. Sen Artura, triumf pod wiatr i przeciwko falom niosącym resztę. Także mój triumf, nawiasem mówiąc: chęć nauczenia się czegoś nowego, z czym nie miałam żadnego doświadczenia, obudzona wyzwaniami i radością związaną z tym niezwykłym dziełem. Zaszczytem było w to zagrać – kwituje 75-letnia graczka.

Źródło:
"Aquma" - GRY-OnLine

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz
RECENZJE CZYTELNIKÓW
ILOŚĆ RECENZJI - ŚREDNIA OCENA - % więcej recenzji dodaj recenzję